piątek, 1 lutego 2013

Epilog

(Pięć lat później)
"Justin"
Dzisiaj wypadają piąte urodziny Catheriny i jednocześnie piąta rocznica śmierci mojej siostry. Dużo się od tamtego czasu zmieniło. Spełniłem ostatnią wolę siostry. Wychowuję małą Cat. Ożeniłem się z Natalie. Teraz moja żona jest w ciąży, a Cat wyczekuje swojego kuzyna . Siedzieliśmy przy stole i śpiewaliśmy małej "Sto lat".  Od wczoraj była tak bardzo podekscytowana.
 - Gratuluję skarbie. Wszystkiego najlepszego! - powiedziałem i uściskałem małą.
 - Dziękuję wujku. Pójdziemy dziś do mamusi i tatusia? - spytała mnie Cat, a Natalie kiwnęła głową.
 - Przecież zawsze chodzimy. - odpowiedziałem i posłałem jej wymuszony uśmiech.
 - Zobacz co narysowałam. - pokazała mi obrazek. - Mogę to zostawić rodzicom?
 - Tak, oczywiście.
Przyjrzałem się rysunkowi. Na tle naszego kanadyjskiego domu stałem ja, Natalie i Cat. Wszyscy trzymaliśmy się za ręce. Nad domem latały dwa anioły. Po czerwonych włosach, poznałem, że jeden z nich to moja siostra, a drugi to pewnie Chris.
 - Ładne. Kiedy to narysowałaś, kochanie? - spytała Natalie i pogłaskała się po sporym brzuchu.
 - Dzisiaj. Zanim wstaliście. - dopowiedziała z uśmiechem.
Zjedliśmy po kawałku tortu i wręczyliśmy małej prezent. Wiedzieliśmy co jej się spodoba najbardziej. Natalie kupiła długi, złoty, otwierany wisiorek z dwoma miejscami na fotografie. Poszedłem do rodziców Chrisa i poprosiłem ich o jakieś zdjęcie ich syna. Znalazłem w starym albumie fotografie mojej siostry i oba zdjęcia włożyliśmy do naszyjnika. Chcemy żeby Cat pamiętała o swoich rodzicach. Zawsze. Nie pomyliliśmy się. Mała zareagowała na prezent bardzo entuzjastycznie. Podziękowała nam i założyła swój nowy dodatek. Była tak bardzo podobna do mojej siostry. W oczach stanęły mi łzy. Tak cholernie za nią tęsknie. Ubraliśmy się i wsiedliśmy do samochodu. Po drodze wpadliśmy jeszcze po moich rodziców. Teraz wszyscy razem pojechaliśmy na cmentarz.
 - Justin, masz te kwiaty? - spytała Natalie.
 - Tak, mam skarbie. - odpowiedziałem.
 - Więc dobrze. Ja mam znicze. Możemy iść. - rzekła moja mama.
Przypomniało mi się to jak zareagowała na śmierć mojej siostry. Płakała kilka godzin, a potem za każdym razem gdy spojrzała na jej zdjęcie, weszła do jej pokoju, a na początku nawet wtedy gdy patrzyła na swoją wnuczkę. Mamie było tak ciężko jak mi. Szliśmy alejkami szarych nagrobków. Teraz już dochodziliśmy do skraju cmentarza, gdzie stały tylko dwa groby. Jeden należy do mojej siostry, a drugi do Chrisa. Ich nagrobki połączono razem i wygrawerowano napis "Zawsze razem". Wzruszało mnie to. Postawiliśmy znicze i kwiaty i zmówiliśmy za nią modlitwę.
 - Wujku... Mogę na chwilkę tutaj zostać i porozmawiać z mamą? - spytała pięciolatka.
 - Cóż... No dobrze, ale odejdę tylko kawałek. - powiedziałem i odszedłem kawałek.
Jeszcze słyszałem stąd jak dziewczynka "rozmawia" z Cat. To chyba nie jest podsłuchiwanie? Muszę mieć na nią oko. Cała moja rodzina poszła już do samochodu. Ja im dałem znak, że dojdziemy za chwilkę.
 - Cześć mamusiu. - zaczęła Cat - Nie pamiętam cię, a i tak strasznie za tobą tęsknię. Chciałabym żebyś była ze mną. Ty i tatuś. U wujka nie jest źle. Bardzo go kocham, ale inne dzieci chodzą do przedszkola z mamusiami lub tatusiami. Chciałabym żebyś mogła wrócić chociaż na jeden dzień. Pobawić się ze mną, zaprowadzić mnie do szkoły i porysować...Właśnie! Mam dla was prezent. Dla ciebie i dla tatusia.  - powiedziała i wyjęła z kieszeni kurteczki swój obrazek. - Narysowałam to specjalnie dla was. Żebyście wiedzieli, że o was pamiętam i kocham. Ja już pójdę, bo wujek czeka, ale niedługo wrócimy. Obiecuję. - mała pożegnała się i złożyła obrazek. Podbiegła do mnie, a ja dostrzegłem na jej twarzy malutkie łezki.
 - Będzie dobrze... - powiedziałem i wziąłem siostrzenicę na ręce.

-------------------------------------------------------------------------------
Cześć. To już koniec. Nie wiem czy wam się podobał czy nie, ale moim zdaniem to nie jest złe. Wpadłam ostatnio na pomysł nowego opowiadania. To będzie taka jakby kontynuacja. Główną bohaterką będzie córka zmarłej Cat. Będzie to historia o miłości, dobrych i złych wyborach o błędach i o życiu. Myślę, że mam dość ciekawy pomysł. Pozdrowionka;*

czwartek, 17 stycznia 2013

Rozdział 16

"Cat"
(Dwa tygodnie przed porodem)
Moje dziecko urodzi się już za dwa tygodnie. Strasznie się boję. Poprosiłam Justina żeby był wtedy przy mnie. Zamiast Chrisa. Demi i Will też będą czekać. Ciągle o tym rozmawiają. "Gdy Rose się urodzi" pojedziemy tam, zrobimy to, napiszemy to. Bez przerwy. Bardzo powoli wstałam z łóżka. Założyłam moje puchate kapcie i zeszłam po schodach do kuchni. Nawet nie zwróciłam uwagi na to którą mamy godzinę. Otworzyłam lodówkę i zaczęłam w niej grzebać. Na śniadanie zrobiłam sobie chyba najbardziej twórczą rzecz. Płatki z zimnym mlekiem. Poszłam z miską do salonu i włączyłam sobie telewizor. Na niektórych kanałach odliczali dni do mojego porodu. W rogu była taka "tabliczka" z napisem "14 dni". Usłyszałam, że ktoś złazi po schodach jak słoń. To pewnie Justin. Zawsze jest głośno, gdy jest zmęczony. Zatrzymał się w drzwiach salonu i spojrzał na mnie.
 - A ty co? Dospać nie możesz? Przecież dopiero po 7:00! - powiedział mój kochany braciszek.
 - No i co? Chciało mi się wstać, to wstałam. - odpowiedziałam obojętnym tonem, wciąż wpatrzona w telewizor.
Justin poszedł sobie do kuchni, ale nie mogłam się za długo cieszyć wolnością. Też przyszedł ze swoim śniadaniem do salonu. Kolejne 10 minut i przyszli Demi z Willem. Chciałam się pośmiać, więc włączyłam jakąś komedię.
 - Pójdziemy dzisiaj na zakupy? - spytała Demi.
 - Jasne! Chętnie gdzieś stąd wyjdę. - odpowiedziałam entuzjastycznie.
Tak szybko jak mogłam poszłam na górę. Musiałam się oczywiście ubrać. Podeszłam do wielkiej szafy i otworzyłam ją. W oczy rzuciła mi się moja  sukienka. Taak, chyba będzie trzeba przebrać swoje rzeczy. W większość to ja się już nie zmieszczę po porodzie. Wyjęłam masę rzeczy w które jeszcze kilka tygodni temu się mieściłam. Teraz nic. Znalazłam tylko jedną rzecz w którą weszłam bez oporu. Moja nowa sukienka. Rzeczywiście trzeba będzie sobie coś kupić. Po godzinie byłam już gotowa do wyjścia. Ja i Demi weszliśmy do srebrnego Audi i pojechałyśmy do najbliższej Galerii Handlowej. Odwiedzaliśmy po kolei swoje ulubione sklepy. Niestety nie we wszystkich był dział dla ciężarnych. Demi tak jak na każdych zakupach kupiła sobie masę rzeczy. Czasami chciałabym wrócić do czasów, gdy wszystko było takie proste. Gdy ze swoją dupą weszłam w każdą kieckę, gdy nie musiałam się martwić o to czy jutro przypadkiem nie urodzę, gdy mogłam wszystko jeść, pić.... gdy Chris jeszcze żył. Moja kochana przyjaciółka namawiała mnie żebym kupowała wszystko co mi się podoba. Tym sposobem w jednym sklepie potrafiłyśmy spędzić nawet godzinę. Już po tych wszystkich zakupach poszłyśmy coś zjeść. Usiadłyśmy przy stoliku i czekałyśmy na kelnera. Demi sięgnęła do torebki i wyjęła swój telefon.
 - Pozwolisz, że wyjdę na chwilkę i zadzwonię? Jakby przyszedł ten facet to mi zamów ravioli z grzybami. - powiedziała i nie czekając na moją odpowiedź wyszła z knajpki.
 - Jasne... - mruknęłam do siebie.
Pod jej nieobecność przyszedł kelner. Mojej przyjaciółce zamówiłam to o co mnie poprosiła i colę, a sobie sałatkę "cezar" i wodę. Przez przezroczyste drzwi widziałam, że moja kochana Demi jest bardzo podekscytowana. Rozmowę skończyła akurat, gdy przyszło nasze jedzenie. Jadłyśmy i rozmawiałyśmy o wszystkim. Demi chce sobie zrobić tatuaż na nadgarstku. Też bym chciała sobie zrobić, ale nie teraz. Może za pół roku... Na jednym nadgarstku bym miała datę narodzin Chris'a, a na drugiej datę jego śmierci. W ten sposób nigdy o nim nie zapomnę.
 - Widzę, że skończyłaś. Możemy jechać? - spytała podekscytowana Demi.
 - Okay, tylko daj mi wstać i zapłacić.- odpowiedziałam i już po chwili byłyśmy w drodze do domu.
Gdy wjeżdżałyśmy w bramę naszego domu zauważyłam jak Demi wysyła jakiegoś sms'a. Trochę do podejrzane, bo starała się żebym tego nie zauważyła. Już zmierzałyśmy do domu. Otworzyłam drzwi i tutaj nagle...
 - Niespodzianka!!!
Byli tam wszyscy ważni dla mnie ludzie. Rodzice, przyjaciele, rodzice Chrisa, bliżsi znajomi. Kilka łez spłynęło mi po policzku. Kiedy oni wszyscy przyjechali tutaj?
 - Nie płacz... Sądziliśmy, że się ucieszysz. - powiedział mój brat.
 - No bo się cieszę idioto. Nie myślałam, ze zobaczę was wszystkich jeszcze przed porodem. - powiedziałam szczerze.
 - My też tak myśleliśmy. - odezwała się moja mama. - Ale przyleciał do nas prywatny odrzutowiec Justina i zabrał wszystkich.
 - No to zaczynamy imprezkę! - powiedział Will, a wszyscy radośnie przytaknęli.
Było świetnie. Prezenty, jedzenie, picie, ale oczywiście tylko takie, które mogłam zjeść lub wypić. W prezencie dostałam np. od Harry'ego - butelkę wina, którą wypiję po urodzeniu dziecka. Ciekawy prezent. Bawiliśmy się tak aż do godziny 21:00. Wtedy wszystko się zaczęło.
 - Mamo, mamo, chyba wody mi odeszły! - powiedziałam lekko wystraszona.
 - Co? Ale przecież zostało jeszcze..
 - Tak, 14 dni. Zawieźcie mnie do szpitala! Ja chyba będę rodzić. - powiedziałam.
 - Tak, oczywiście. Chodź siostra. - powiedział Justin i delikatnie zaprowadził mnie do samochodu.
 - Weź leć jeszcze po moje rzeczy.
 - Demi już niesie. - odpowiedział lekko wystraszony. - Masz skurcze? - spytał.
 - Aaa.... - odpowiedziałam, bo teraz rzeczywiście złapał mnie skurcz.
 - Czyli tak...
I ruszyliśmy prosto do szpitala. Co dziesięć minut miałam skurcze. To chyba pewne, że urodzę! Ał... ale boli... Czemu o tej godzinie są jeszcze takie korki, do jasnej cholery? Do szpitala dotarliśmy dopiero po czterdziestu minutach. W szpitalu od razu zawieźli mnie na porodówkę. Po krótkiej chwili pojawił się też Justin. Czy on nie powinien być na zewnątrz? Nawet nie zdążyłam zadać pytania.
 - Sądzą, że ja jestem twoim chłopakiem, bo cię zawiozłem do szpitala. Myślą, że jestem tatusiem tego dziecka i nic nie dali sobie wyjaśnić. - odpowiedział mi Justin na jeszcze nie zadane pytanie.
Mijały godziny, a ja czułam się coraz bardziej wycieńczona.
 - Proszę przeć. - mówił co jakiś czas lekarz przyjmujący poród.
 - Oddychaj, oddychaj spokojnie. - powtarzał Justin.
Po jego minie widziałam, że jest mu ciężko patrzeć na to jak cierpię. Przecież jest warto. Zaczęłam się czuć tak jakbym miała odpłynąć, zasnąć...
 - Gratuluję, to dziewczynka. - powiedział lekarz, a potem wszystko stało się tak nagle.
Usłyszałam tylko ciche, podłużne pikanie i zaczęłam się zapadać... Co się dzieje? Ja chcę zobaczyć moje dziecko, ale z drugiej strony ból ustaje, jest mi coraz lepiej, coraz bardziej błogo... Ostatnia rzecz jaką usłyszałam to krzyk Justina.
 - Cat, Cat, nie! Żyj, ty musisz żyć! Zróbcie coś.
A potem wszystko zaczęło się oddalać. Ciemność.

"Justin"
Urodziła. Przez chwilę na mojej i na jej twarzy zagościł uśmiech. Usłyszałem podłużne pikanie. To jej serce. Powoli staje... Nie...
 - Cat, Cat nie! Żyj, ty musisz żyć! Zróbcie coś. - zwróciłem się do lekarzy błagalnym tonem, a po moich policzkach zaczęły spływać łzy.
Dwie pielęgniarki wyprowadziły mnie za drzwi. Czekali tam prawie wszyscy. Zaniepokoili się, gdy zobaczyli, że płaczę. Mama i ojczym od razu podbiegli do mnie i chcieli się dowiedzieć co się stało.
 - Ona umiera... - powiedziałem tylko.
 - Rose? Nie, to nie możliwe przecież...
 - Mamo! Nie Rose, Cat. Cat umiera. - odpowiedziałem.
Moja matka opadła na krzesło obok mnie i również zaczęła płakać. Po tym Demi, mama Chrisa, nawet z oczu Willa pociekło kilka łez. Czkaliśmy tak ponad godzinę. Niecierpliwi. Niech nam wreszcie powiedzą czy Cat żyję, czy umarła... Jak na zawołanie zza drzwi wyszedł lekarz.
 - Bardzo mi przykro. Nie udało nam się nic zrobić. Odzyskała na chwilę przytomność i powiedziała. "Niech Justin zajmie się moją córkę.". Potem odeszła, a my nic nie mogliśmy zrobić. - powiedział lekarz
Czyli to mi powierzyła opiekę nad swoim dzieckiem... Spełnię jej ostatnią wolę.
 - Czy ja mogę zobaczyć swoją siostrzenicę? - spytałem.
 - Tak, oczywiście. Proszę za mną. - powiedział mężczyzna i zaprowadził mnie do drzwi obok porodówki w której zmarła właśnie moja siostra.
Wszedłem do środka i podszedłem do pielęgniarki zajmującej się małą.
 - Jest taka podobna do Cat. - powiedziałem.
 - Bardzo mi przykro z powodu dziew....
 - Cat nie była moją dziewczyną. Była moją siostrą. Ale dziękuję. - powiedziałem.
 - Jak dziecko ma mieć na imię? - spytała miła pielęgniarka. Zastanowiłem się nad tym pytaniem. Moja siostra chciała dać małej na imię Rose, ale teraz do poniekąd moje dziecko i zależy mi na tym, żeby miała w sobie jeszcze więcej z matki.
 - Catherina. Catherina Bieber. - podyktowałem pielęgniarce.
 - Dzisiaj wieczorem można zabrać małą do domu. Jeśli oczywiście będzie zdrowa.
 - Tak, oczywiście. - odpowiedziałem tylko i wyszedłem.

------------------------------------------------------------------------
Jak napisałam wcześniej, to już ostatni rozdział. Niedługo pojawi się Epilog i to już koniec tego opowiadania. Możliwe, że zacznę pisać nowe, ale nie wiem kiedy. Prosiłam o podrzucanie pomysłów, ale na razie nic się nie pojawiło. Zastanowię się nad tym. Pozdrawiam i przesyłam buziaki;***

piątek, 28 grudnia 2012

Rozdział 15

"Cat"
Za dwa miesiące urodzę moją śliczną córeczkę. Wiem, że będzie to bolesne przeżycie, ale i tak warto. Dzisiaj będę jechała z Justinem po Demi i Willa. Zostaną aż do mojego porodu, a ja zupełnie nie wiem co my będziemy robić.Na imprezę nie mogę iść, bo jestem w ciąży. Jedyne wyjście to spacery, oglądanie różnych filmów, rozmowy itp. Jestem ciekawa czy wciąż układa im się tak samo dobrze jak przed paroma miesiącami. Will obiecał mi, że pójdzie do rodziców Chrisa i poprosi ich o kilka jego zdjęć dla mnie. Po prostu chcę żeby w przyszłości moja córka wiedziała jak wygląda jej tata. Po tych wszystkich przemyśleniach wygramoliłam się z łóżka i powoli zeszłam  schodami do kuchni. Tam siedział już Justin. Jadł śniadanie i pisał z kimś na fb. Bez słowa podeszłam do lodówki i wyciągnęłam wszystko co będzie mi potrzebne do zrobienia naleśników. Piętnaście minut później jadłam już pierwszego naleśnika z czekoladą.
 - O której przyjeżdżają twoi przyjaciele? - spytał nagle Justin.
 - O 14:55 przylatuje samolot. - odpowiedziałam i nałożyłam sobie kolejną porcję.
 - Słuchaj, ja muszę wyjechać teraz na jakąś godzinkę lub dwie. Jak wrócę to pojedziemy na samolot.
 - Jasne. Tylko pamiętaj o tym! - krzyknęłam, gdy wychodził z domu.
Byłam cholernie ciekawa z kim on pisał i gdzie pojechał. Przecież nie będę śledzić mojego brata. Jak przyjedzie to się go spytam gdzie był. Chyba mi powie. Przecież jestem jego siostrą.

"Justin"

Szybko wsiadłem do samochodu i pojechałem do niej. Mówiła, że musi pilnie ze mną porozmawiać. Po piętnastu minutach wszedłem do jej domu.Siedziała na czarnej sofie w salonie i wypłakiwała oczy. Gdy podszedłem bliżej zobaczyłem, że trzyma w ręce zdjęcie swojego młodszego brata. Usiadłem obok niej i objąłem ją ramieniem.
 - On nie żyje. - powiedziała tylko.
 - Greg nie żyje? Jak to możliwe? Co się stało? - spytałem.
 - Jechał ze swoim kolegą po jakiejś imprezie do domu. Ten koleś był nawalony i spowodował wypadek. Wpadli do jeziora. Obaj nie żyją!
 - Natalie, naprawdę mi przykro? Mogę coś dla ciebie zrobić?
 - Może wreszcie powiesz swojej siostrze o tym, że jesteśmy ze sobą? - zasugerowała, a ja tylko pokiwałem głową. Miała rację, powinniśmy powiedzieć jej o tym już kilka tygodni temu.
 Natalie poznałem w sklepie z ubraniami i akcesoriami dla niemowląt. Pracuje tam. Na samym początku moja dziewczyna myślała, że to ja spodziewam się dziecka! Umówiliśmy się na pierwszą randkę. Potem na drugą i trzecią, aż w końcu zostaliśmy parą. Prawie wszystko robiliśmy w ukryciu i wiedziałem, że nie odpowiada to Natalie. Myślała, że nie traktuję tego poważnie.Przytuliłem ją mocno do siebie i miałem wrażenie, że w ramionach trzymam całe moje szczęście, które w każdej chwili może mi się wyrwać i uciec. Miałem jednak pewność, że Natalie mi tego nie zrobi. Nie była jak Selena. Fałszywa, wredna i okrutna. Po prostu wiedziałem, że Nati nie bawi się moim sercem. Po dość krótkiej chwili moja dziewczyna oderwała się ode mnie, pocałowała mnie w policzek i poszła się troszkę ogarnąć. Chyba chciała zrobić na mojej siostrze jak najlepsze wrażenie. Na moje mogła by chodzić w worku po ziemniakach, a dla mnie i tak byłaby najpiękniejsza. Miałem stuprocentową pewność, że Cat ucieszy się na wieść, że znalazłem sobie zwykłą, normalną dziewczynę. Chyba ostatnio się o mnie martwiła. Ciągle zadawała mi różne pytania. "Nie jesteś samotny?", "Może byś gdzieś wyszedł? Możliwe, że jakimś cudem poznasz jakąś fajną dziewczynę.", "Jus, wychodzisz gdzieś dzisiaj? Może dobrze ci to zrobi?". Miałem ich powoli dość, ale doceniałem to, że moja siostrzyczka się o mnie martwi. Ja też zaczynałem się ostatnio martwić. Martwiłem się co będzie za dwa miesiące. Przecież w końcu ja będę musiał jechać w trasę, a z dzieckiem będzie ciężko... Cat po porodzie też nie będzie mogła się przemęczać. Cóż... Trzeba będzie znaleźć jakieś rozwiązanie.

"Cat"
Siedziałam sobie spokojnie na sofie przed telewizorem i oglądałam MTV. Właśnie leciał program "Licealne ciąże".  Wydaje mi się dość smutne to, że niektóre dziewczyny w moim wieku nie mają wcale wsparcia w bliskich, a chyba tego najbardziej potrzebują. Usłyszałam, że ktoś wchodzi do domu. To pewnie Justin. Zgasiłam telewizor i wstałam ze sofy. Rzeczywiście, przede mną stał Jus i jakaś dziewczyna. Trzymali się za ręce.
 - Cześć. - powiedziała owa dziewczyna. - Jestem Natalie. Od jakiegoś czasu jestem z Justinem.
 - Hej, Natalie. - powiedziałam ciepło i uściskałam dziewczynę. - Ja jestem Cat, ale pewnie już o mnie słyszałaś. Siadajcie. Zaraz zrobię kawę i wszystko mi opowiecie.
 - Ty nie możesz kawy. - powiedział Justin.
 - No to w takim razie zrobię wam kawy i wszystko mi opowiecie.
 Wyszłam z salonu i poszłam do dużej kuchni. Od początku coś podejrzewałam. Teraz wszystko się wyjaśniło. Natalie wygląda na miłą i sympatyczną dziewczynę. Może Jus będzie wreszcie przy niej szczęśliwy? Zaczęła się już gotować woda, więc zalałam kawę i zaniosłam ją do stolika w salonie.
Zaczęli mi opowiadać o tym jak się poznali. Ja tylko w odpowiednich momentach wtrącałam "Aha", " Fajnie", "Na serio?". Akurat gdy skończyli mi o wszystkim opowiadać nadszedł czas aby pojechać na lotnisko po moich przyjaciół. Wpakowaliśmy się w trójkę do samochodu i pojechaliśmy na najbliższe lotnisko. Zostało jeszcze 10 minut. Już za dziesięć minut spotkam się z moimi przyjaciółmi, których nie widziałam od kilku miesięcy. Jeszcze pięć minut, jeszcze dwie minuty i... tak!!! Wylądowali. Kilka minut później już się witaliśmy. Minęło pół godziny i już byliśmy w domu. Demi i Will byli nadal razem i bardzo dobrze się im układało. Zaplanowaliśmy już, że za jakiś czas urządzimy przyjęcie dla mojego jeszcze nie narodzonego dziecka.
 - Co wy na to żebyśmy poszli się przejść? Na przykład do parku? - spytałam.
 - Jasne. Spacer dobrze ci zrobi. - powiedziała Demi.
 - No to ubieramy się i idziemy. - powiedział Justin.
Po kilkunastu minutach byliśmy już w parku i oglądaliśmy bawiące się tam dzieci.
 - Za kilka lat moja córeczka też będzie się tutaj bawić. - powiedziałam.
Szliśmy i szliśmy, a mnie zaczynały już boleć nogi. Gdy powiedziałam to reszcie, od razu kazali mi usiąść.
 - Zjadłabym sobie loda. - powiedziała Natalie do Justina. - A wy? - zwróciła się do nas.
 - Ja bardzo chętnie. - powiedziałam.
Po zebraniu zamówień Justin zniknął na chwilkę z Willem żeby kupić nam te lody. My trzy zaczęłyśmy rozmawiać o tym co będę robiła po urodzeniu dziecka. Czy zamierzam iść na studia, pracować.
 - Na razie wciąż mam nauczanie domowe z Justinem. Gdy już urodzę Rose i minie kilka miesięcy, to zostawię ją z opiekunką i pójdę na studia tylko, że będę musiała się stąd wyprowadzić. Zostawić Justina i wyjechać. - powiedziałam zasmucona.
 - Nie wyjeżdżaj. Zranisz go... - przekonywała mnie Natalie.
 - Ale czy ja mam inne wyjście? - spytałam retorycznie. - Urodzę dziecko i już nic nie będzie takie samo. Justin tak czy inaczej będzie musiał wrócić do koncertów i tych podróży po świecie, a dla niemowlęcia to byłoby za ciężkie.
 - Ale...
Na tym skończyła się chwilowo nasza rozmowa. Wrócili chłopcy. Zjedliśmy nasze lody i wróciliśmy do domu. Tam zrobiliśmy dużo pysznych przekąsek i urządziliśmy sobie wieczór filmowy.

-------------------------------------------------------------------------------------
Wiem, że długo nie dodawałam żadnego rozdziału i bardzo was za to przepraszam. Brakuje mi już weny i wiem, że ten rozdział nie jest za dobry. Nie dość, że nudny to jeszcze zdarza się w nim dużo powtórzeń. Chciałam was też powiadomić o tym, że napiszę tylko jeszcze jeden rozdział i EPILOG. Możliwe, że za jakiś czas zacznę znowu pisać nowe opowiadanie, a wy jeśli chcecie możecie mi wysyłać pomysły na mój e-mail - snooki1999@interia.pl
Liczę na to, że któraś z was podrzuci mi jakiś pomysł.

wtorek, 30 października 2012

Rozdział 14

 - Jak wyjdę z pierdla, to cię zabiję! - krzyknęła Jessie, gdy zamykali ją w wozie policyjnym.
Kilka minut wcześniej złożyłam autograf w notatniku szczurzego policjanta. Miał w nim również podpisy Miley Cyrus, Taylor Swift i innych tego typu gwiazd. Po chwili czarnym BMW podjechał Justin.  Gdy wysiadł z samochodu od razu rzuciłam się na brata.
 - Justin! Nic ci nie jest?Wszystko okay? - zasypałam go pytaniami.
 - To ja raczej powinienem o to pytać. Na pewno nic ci nie jest? Jesteś cała?
 - Tak głupku. Przecież siedziałam z Damienem, panią Ring i tym drugim w mieszkaniu. Nic mi nie groziło. - odpowiedziałam spokojnie i przytuliłam się do brata.
 - Już będzie dobrze. Obiecuję. - szepnął do mnie.
Po kilku minutach podszedł do nas policjant i zaczął zbierać zeznania. Najpierw chciał pogadać z Justinem, potem z Christianem, a na końcu ze mną. Czy nie mogło być tego przysłowiowego "panie przodem"? Jestem zmęczona, zła, a do tego zmarznięta. Zaczęły się już te chłodne jesienne wieczory... Zanim obaj zostali przesłuchani minęło około 30 minut.
 - Pani Bieber, proszę do radiowozu. - powiedział jeden z funkcjonariuszy.
 - Będę czekał w domu. - powiedział Jus zanim weszłam do środka.
Usiadłam na jednym z przednich siedzeń i zaczęło się przesłuchanie.
 - Może pani opisać co się dokładnie stało? - spytał wysoki mężczyzna, z ciemnym wąsem i włosach w tym samym kolorze. 
 - Tak, oczywiście. Więc weszłam do domu po powrocie z komendy policji. Tam czekała już na mnie Jessie i ten mężczyzna Jim. Wcześniej schwytali mojego brata i jego przyjaciela. Gdy ona mnie złapała, próbowałam się wyrwać. Niestety ktoś uderzył mnie w głowę i straciłam przytomność. Obudziłam się w wilgotnej piwnicy. Uciekliśmy przez klapę w podłodze. Resztę pewnie pan już zna.
 - Tak, ale skąd pani znała sprawczynię napadu?
 - Ona jest siostrą mojego byłego chłopaka. Jakiś czas temu wsadzono go do więzienia razem z Seleną Gomez za zabójstwo.- odpowiedziałam.
 - No dobrze... Czy wie pani, że za jakiś czas przyjdzie wezwanie do sądu? Będzie musiała się pani tam stawić w roli świadka lub jeśli pani zechce,  prokuratora posiłkowego.Będzie mogła zadawać pani pytania świadkom, a także wnosić własne wnioski dowodowe. - wyjaśnił. - Może pani już iść.
 - Dziękuję. - powiedziałam i wyszłam z wozu policyjnego.
Udałam się w stronę domu. Przywitał mnie okropny bałagan, zapach zepsutego jedzenia i alkoholu. Wszystko wyglądało okropnie.Nagle zachciało mi się wymiotować. Nie wiedziałam czy to tylko ciąża, czy może to wina tego smrodu. Justin zadzwonił po ekipę sprzątającą. Przyjechali po piętnastu minutach, a dom posprzątali w godzinę. To chyba jacyś cudotwórcy! Dom znowu był czysty i pachnący. Poszłam do swojego pokoju, wzięłam piżamę i poszłam do łazienki wziąć prysznic. Gorąca woda działała na mnie kojąco.Przebrana weszłam pod kołdrę i szybko zasnęłam. To był na prawdę wyczerpujący dzień.

(Trzy miesiące później)
"Justin"
Dzisiaj jadę zawieźć Cat do ginekologa. Dowiemy się wreszcie czy będę miał bratanka czy może siostrzenicę. Cat bardzo zależy na córce. Już się nie mogę doczekać. Mam nawet takie wrażenie, że jestem bardziej podekscytowany niż moja ciężarna siostra. Pamiętam jak poprzedniej nocy jechałem samochodem po czekoladę z orzechami i truskawki. Cat najzwyczajniej w świecie przyszła w o 3:00 w nocy do mojej sypialni i obudziła mnie, bo miała ochotę na czekoladę i truskawki. Oczywiście to nie był pierwszy raz. Już wcześniej zdarzały się takie sytuacje. Za dwa tygodnie są nasze 19 urodziny. Niestety nie planujemy żadnej wielkiej imprezy, bo moja siostra i tak nie może pić alkoholu. Dochodziła godzina 10:00. Cat ubrana już zeszła na śniadanie.
 - Jak myślisz? To będzie chłopiec czy dziewczynka? - spytałem ją, gdy zajadaliśmy naleśniki.
 - Dziewczynka. Jestem pewna. - odpowiedziała zdecydowana.
 - Czyli chłopiec. - powiedziałem.
 - Coś sugerujesz?
 - Po prostu ty nie umiesz nic przewidzieć. Jeśli mówisz, że będzie dziewczynka to będzie chłopczyk. - wyjaśniłem jej.
Piętnaście minut później siedzieliśmy już w samochodzie i jechaliśmy do lekarza. Cały czas nie mogłem się przyzwyczaić do tego, że Cat ma taki duży brzuch. Trochę to jest według mnie dziwne. Moja niespełna 19 letnia siostra jest w ciąży. No ale trudno. Właśnie dojechaliśmy pod gabinet ginekologiczny. Wysiedliśmy z samochodu i weszliśmy do środka. Na prawie każdą wizytę jechałem z siostrą. Lekarz stwierdził, że będzie to dziewczynka.
 - Haha! I co? Mówiłam, że będę mieć córeczkę. - powiedziała uśmiechając się triumfalnie.
 - Okay, okay. Skąd miałem wiedzieć, że tym razem będziesz miała rację? - odpowiedziałem śmiejąc się.
Po wizycie pojechaliśmy na "małe" zakupy. Trzeba było kupić dla małej łóżeczko i zacząć szykować pokoik. Dokupiliśmy jeszcze trochę ubranek. Na koniec wróciliśmy do domu z łóżeczkiem, szafką, którą trzeba będzie złożyć, różową farbą, szablonami z motylkami, matą do przewijania dziecka, jeszcze jedną szafką, butelką, kompletem smoczków i nosidełkiem. Od razu po powrocie zaczęliśmy szykować powoli pokoik dla Rose. W wybranym przez nią pokoju nie było mebli ani nawet firanek. Zaczynaliśmy praktycznie od zera. Na samym początku zaczęliśmy malować pokój. Dość dobrze się przy tym bawiliśmy. Dopiero następnego dnia ciemniejszym kolorem farby namalowaliśmy przy pomocy szablonów motylki na ścianie. Trzeciego dnia skręcaliśmy mebelki, łóżeczko i umieszczaliśmy ubranka w szafach. Ostatecznie pokoik wyglądał genialnie. Byliśmy na serio zadowoleni z efektu. Teraz tylko wyczekiwać dziecka...

wtorek, 23 października 2012

Rozdział 13


***
 - No więc... Ty i Justin odsiedzicie w tej piwnicy tyle co mój brat w kiciu. Ten młody... - tutaj wskazała na Beadles'a. - Nawinął się przez przypadek, ale nie możemy go wypuścić bo sprowadziłby gliny. Teraz Caterina zwracam się bezpośrednio do ciebie. Wiem, że jesteś w ciąży. Możesz być spokojna o tego bachorka. Jim będzie zawoził cię do ginekologa, a gdy przyjdzie dzień porodu zawiezie cię do szpitala. Urodzisz dzieciaka i wrócisz tutaj. Małym Bieberkiem zajmę się ja i Jim, a ty będziesz siedziała w tej piwnicy. Nie masz co martwić się o jedzenie. Będziemy codziennie przynosić wam coś. Tobie oczywiście ciut więcej. Chociaż najchętniej to bym cię od razu zarżnęła nożem.
 - A potem co? Moje własne dziecko nie będzie chciało do mnie wrócić, bo nie będzie mnie pamiętać? - spytałam sarkastycznym tonem.
 - Wychowam to dziecko w przekonaniu, że to ja jestem jego matką. Zanim cię wypuścimy ucieknę z maluchem za granicę. Nigdy go nie odnajdziesz. Stracisz wszystko co ci drogie, tak jak ja. - odpowiedziała, odwróciła się na pięcie i wyszła z chłodnej oraz wilgotnej piwnicy.
Nie kontrolowanie zaczęłam płakać. Miałam stracić wszystko? Najpierw Chrisa, potem moje dziecko, a na końcu może Justina? Czemu ukarano mnie takim losem? Byłam przepełniona bólem. On wypełniał mnie od środka i próbował zniszczyć. Najzwyczajniej w świecie miałam stracić wszystko.Nie wiem czym sobie na to wszystko zasłużyłam.
 - Nie płacz. Obiecuję ci, że po 1:00 będziemy już wolni. Tylko się uspokój. - pocieszał mnie Justin.
 - Proszę, oświeć mnie jak niby się stąd wydostaniemy, bo ja jakoś nie wiem! Prędzej umrę tutaj z rozpaczy niż my będziemy wolni. - odpowiedziałam wciąż szlochając.
 - Po prostu mi zaufaj. Teraz idź spać. Ciężko będzie ci uciekać, gdy będziesz koszmarnie zmęczona.
Posłusznie ułożyłam się na posłaniu złożonym z kilku cienkich koców. Jednym z nich się okryłam. Po chwili oderwałam się od rzeczywistości i zapadłam w sen.  Śniło mi się, że jestem z Chrisem w parku w, którym się poznaliśmy. Ja prowadziłam wózek, a Chris obejmował mnie i całował. Wyglądaliśmy na szalenie szczęśliwych. Po chwili pojawił się Justin i przejął ode mnie wózek ze śliczną małą dziewczynką. Zniknął z moim dzieckiem. Ja i Chris usiedliśmy na ławce. Miałam głowę na jego ramieniu. Po chwili poderwałam się z miejsca i tak dla zabawy zaczęłam przed nim uciekać. Gdy już mnie dogonił, wziął mnie na ręce i okręcił wokół. Gdy postawił mnie na ziemie, zaczął znikać. Na jego miejscu pojawił się Matt. Był straszny. Jego oczy były zaczerwienione, skóra blada tak jak nigdy, a włosy i ubrania przeraźliwie brudne. Zaczęłam uciekać tyle, że ze strachu. Potem w oddali usłyszałam głos Justina.
 - Cat? Cat! .... - powtarzał bez przerwy.  - Cat, wstawaj! - rzekł w końcu.
Powoli podniosłam się z miejsca.  Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Christiana już nie było, a w podłodze, tam gdzie wcześniej stała szafa ze  słoikami z powidłami od babci była dziura.Domyśliłam się, że to właśnie przez tą dziurę mieliśmy uciec. Moje podejrzenia potwierdził Christian.
 - Ruszaj się Cat. Musimy uciekać zanim wstaną i zorientują się, że nas nie ma. - powiedział Justin.
 - I gdzie my potem wyjdziemy? - spytałam szeptem .
 - Po drugiej stronie ulicy jest kamienica. Przejdziemy pod ulicą i znajdziemy się pod podłogą piwnicy w tamtej kamienicy. Tam wystarczy, że podniesiemy klapę w podłodze i wyjdziemy z dziury. Wtedy zaprowadzę ciebie i Christiana do pewnej staruszki, a ja pożyczę samochód od jej syna i pojadę do Scooter'a . Wy zadzwonicie na policje i powiecie, że w naszym domu jest dwójka przestępców.  - odpowiedział mi Jus.
 - Świetnie.
Zeszłam po drabince do podziemia i zaczęłam iść za Justinem i Christianem. Szliśmy może z 5 minut. Tak jak obiecał Justin, wyszliśmy w jakiejś starej piwnicy. Wyszliśmy z niej i schodami poszliśmy na trzecie piętro uroczej kamieniczki.Christian zapukał do drzwi z numerkiem 9. Otworzyła je kobieta, która miała na oko z 70 lat. Jej oczy przypominały oczy małego dziecka, a uśmiech był szczery. Na głowie miała aureolę krótkich, siwych i kręconych włosów. Zdecydowanie była uroczą staruszką. Gdy na nią patrzałam widziałam babcię, która niestety nie żyła już od pół roku. Pamiętam, że gdy ja i Justin byliśmy mali zawsze spędzaliśmy dwa tygodnie wakacji u babci i dziadka. Chodziliśmy wtedy z nimi nad jezioro i do wesołego miasteczka. Gdy byłam już starsza i zaczęły się moje problemy miłosne zawsze miałam oparcie w babci. Doradzała mi co powinnam robić. Kiedy jeszcze żyła, codziennie wieczorem do niej dzwoniłam. Pewnego wieczoru nie spodziewanie telefon odebrał dziadek. Powiedział mi  wtedy, że znalazł babcię w łóżku martwą. Za każdym razem,  gdy wspominam tamten wieczór moja dusza chce płakać. Poczułam słoną łzę spływającą po moim policzku.
 - Dziecko, czemu płaczesz? Coś się stało? - spytała przejęta kobieta.
 - Nie. Po prostu bardzo przypomina mi pani moją zmarłą babcię. - odpowiedziałam spokojnie i posłałam w stronę staruszki ciepły uśmiech.
 - Wejdźcie proszę do środka. Usiądźcie w salonie, a ja wam zrobię ciepłej herbaty.- powiedziała starsza pani i poszła zrobić obiecaną herbatę.
 Rozejrzałam się po pomieszczeniu w którym się aktualnie znajdowałam. Moje oczy zarejestrowały brązową tapetę, podłogę z ciemnego drewna i meble w tym samym kolorze.  Na ścianach wisiało pełno zdjęć. Młoda kobieta w sukni ślubnej i przystojny mężczyzna w mundurze. To zdjęcie musiało być na prawdę stare. Potem dwójka niemowląt. Na późniejszych fotografiach okazało się, że to chłopiec i dziewczynka. Na ostatnim zdjęciu, które było już kolorowe widać było kobietę w nowoczesnej sukni ślubnej i mężczyznę w garniturze. Domyśliłam się, że musi to być córka starszej pani ze swoim mężem. Potem usłyszałam rozmowę Christiana z... nie wiem kim. Spojrzałam w jego stronę. Rozmawiał przez telefon. Po treści wypowiadanych przez niego zdań domyśliłam się, że prowadzi rozmowę o napadzie, który zorganizowała Jessie i Jim. Na końcu podał nasz adres i mówił, że bandyci powinni nadal tam być. Nie powiedział tylko gdzie jesteśmy my. Naprawdę mądrze. Rozejrzałam się jeszcze raz po salonie. Nigdzie nie widziałam Justina.
 - Gdzie Jus? - spytałam.
 - Wziął mój samochód i pojechał do Scooter'a. - odpowiedział jakiś nie znany mi głos. Spojrzałam w stronę mężczyzny, który wypowiedział te słowa. - Damien. - powiedział i wyciągnął dłoń w moją stronę.
 - Caterina. - przedstawiłam się.
Damien miał około 25 lat, 1,80m wzrostu, krótkie blond włosy i niebieskie oczy. Moja pierwsza myśl? Dlaczego taki chłopak wciąż mieszka z mamą? Na dodatek w ogóle nie jest podobny do BRUNETKI na fotografii, której znowu się przyglądałam. Zaczęłam skakać wzrokiem ze zdjęcia na Damien'a. I tak kilka razy. Musiało wyglądać to przekomicznie.
 - Wiem co myślisz. "Wcale nie jesteś do niej podobny." Masz rację, a to tylko dlatego, że nie mam 33 lat, nie jestem brunetem i jestem żywy. - ostatnie mnie zaskoczyło. - Tak... mój starszy brat nie żyje. Umarł po przyjęciu weselnym mojej siostry, a ona cały czas się o to obwinia.- zrobił smutną minę.
 - Wiem co czujesz... Jakiś czas temu straciłam w wypadku samochodowym chłopaka. Myślę, że to moja wina, bo gdybym nie zaciągnęła go  na te dwa tygodnie do Justina... Ehh... Selena by go nawet nie zauważyła. - posmutniałam... Przypomniałam sobie tamtą sytuacje. Chris i Selena, która zmusza go do tego żeby on ją pocałował. Głupia zdzira... Tylko złamała serce mojemu bratu, a do tego przyczyniła się do śmierci człowieka. Koniec myślenia o niej... tylko się stresuję. Po pięciu minutach usłyszałam syreny wozów policyjnych. Podniosłam się i spojrzałam przez okno. Właśnie dwóch policjantów wyprowadzało z domu wielkiego Jim'a, a jeden wyprowadzał Jessie, która szarpała się, kopała i chyba gryzła.Wybiegłam z mieszkania i popędziłam do policjantów. Chyba od razu załapali kim jestem, bo jeden, chuderlawy ze szczurzą twarzą podszedł do mnie z notesem i długopisem.
 - Pani Caterina Bieber? - spytał
 - Tak, mam złożyć jakieś zeznania?
 - Nie. Od zeznań jest mój starszy kolega, a ja chciałem prosić o autograf. - powiedział, a ja nie wiedziałam czy się śmiać, czy może płakać.

wtorek, 16 października 2012

Rozdział 12

Cat
Około godziny 19:00 byliśmy znowu w hotelu. Pierwsze co zrobiłam po powrocie, to poszłam do hotelowej restauracji. Zjadłam masę jedzenia i poszłam do swojego pokoju. Wzięłam prysznic i walnęłam się na łóżko. Niestety nie mogłam spać. Coś mi nie pozwalało zasnąć, ale ja nie wiedziałam co. Zaczęłam rozmyślać o wydarzeniach z ostatnich miesięcy. To wszystko przypomina jakiś słaby film, a najgorsze w tym filmie jest to, że zginął partner głównej bohaterki. Zasnęłam dopiero około godziny 3:00. Śniło mi się, że tracę każdą bliską mi osobę. Po kolei. Mama, tata, Jazmyn, Jaxon, Demi, Will i.... Justin. Zostałam sama na świecie. Zaczęłam krzyczeć. Wtedy się obudziłam. Była godzina 7:30. Starałam się jeszcze zasnąć. Niestety mi nie wyszło. O godzinie 8:00 usłyszałam walenie do drzwi. Tak walenie, bo to nie było raczej pukanie. Zwlekłam się z miękkiego łóżka i poszłam otworzyć. Nie spodziewałam się siedmiu chłopaków o tak wczesnej porze w moim pokoju.
 - Ty. - zwróciłam się do Tylera. - Mówiłam ci, że nie chcę cię więcej widzieć. Żegnam. - powiedziałam i wypchnęłam go z pokoju.
Zostało sześciu.
 - Zawsze z rana jest taka milutka? - spytał Harry Justina.
 - Nie, tylko jak jest na kogoś bardzo zła.
 - Ja tutaj jestem. Czego chcecie ode mnie o ósmej rano?! - wydarłam się.
 - Ja chcę ci powiedzieć, że masz się pakować. Wracamy dzisiaj do Atlanty. - odpowiedział Justin.
 - My chcieliśmy sprawdzić jak się czujesz i pożegnać. - powiedział Niall.
 Po tych słowach cała piątka zbliżyła się do mnie i uściskała. Po moim policzku spłynęło kilka łez. Pewnie już ich nigdy nie zobaczę. Teraz mają wolne, ale potem? Zacznie się trasa, nagrywanie nowych piosenek i zapomną o mnie.
 - Dzięki chłopaki. Będę za wami tęsknić. - powiedziałam i zaczęłam pakować swoje rzeczy.
Po godzinie byłam już spakowana. Zeszłam jeszcze do hotelowej restauracji na śniadanie, a potem poszłam na ukochaną plażę. Byłam zakochana w słonym zapachu oceanu, odgłosie fal uderzających o brzeg i głośnym skrzeczeniu mew. Gdy wracałam przed hotelem stał już duży samochód, który miał zawieźć nas na lotnisko. Nie musiałam iść nawet po mój bagaż. Był już w bagażniku, a Justin właśnie wymeldował mnie z hotelu. Weszłam do auta, a chwilę potem dołączył do mnie Justin. Cieszyłam się, że mam go przy sobie. Wspierał mnie jak nikt inny. Zazwyczaj był przy mnie w trudnych chwilach.


 * W Atlancie *
Justin
Godzinę temu wylądowaliśmy a Atlancie. Teraz już jesteśmy w domu. Cat przespała całą drogę powrotną. Teraz śpi w swojej sypialni. Usiadłem na sofie w salonie i włączyłem telewizor. Zaczynały się wiadomości.
 Prezenterka mówiła o Selenie i Matt ' cie.
 " Sławna aktorka i piosenkarka- Selena Gomez, przyczyniła się do śmierci dziewiętnastoletniego Christiana Blake'a . Razem z osiemnastoletnim Matt'em Smithem zatrudniła mężczyznę, który na zlecenie wjechał w chłopaka ogromnym tirem. Sam zabójca nie ucierpiał wcale. Teraz para młodych przestępców przebywa w zakładzie karnym w Nowym Jorku. Czekają na proces sądowy. ". Czyli złapali Selenę i Matt'a. Jeden problem rozwiązany.

Cat
Obudziłam się w mojej sypialni, w Atlancie. W sumie to tylko w tym domu czułam się dostatecznie szczęśliwa. Przypominał mi Chrisa. Cieszyłam się z tego. Powoli zwlekłam się z łóżka i zeszłam po schodach do kuchni. Otworzyłam lodówkę, ale zawiodłam się. Była pusta. Jedyne co znalazłam to ser i jedno jajko.
 - Justin! Jadę na zakupy! - krzyknęłam, ale nikt mi nie odpowiadał.
Dojrzałam karteczkę, która leżała na blacie stołu.  Od Jusa.
 " Pojechałem do Christiana. Będę wieczorem. "
Czyli Justin wróci za kilka godzin, a ja nie mam co robić.  Znaczy, pójdę do marketu na zakupy i co dalej? Usiądę przed telewizorem i zacznę oglądać romansidła? Znowu ta sama myśl. Jestem żałosna.  Udałam się do swojej sypialni i wybrałam ubrania na dzisiejszy dzień. Zabrałam je do łazienki i wzięłam szybki prysznic. Ubrałam się i wyszłam z domu. Wsiadłam do mojego samochodu. Chciałam go odpalić, ale mi nie wychodziło. Coś musiało się zepsuć. Wysiadłam z auta i poszłam do domu po kluczyki od wozu Jusa. Jego samochód odpalił za pierwszym razem. Pojechałam do najbliższego marketu i kupiłam trochę jedzenia. Oczywiście jeśli trochę to oznacza całą lodówkę. Po powrocie do domu zrobiłam obiad, ale tylko dla siebie. Justin pewnie zjadł coś na mieście. Włączyłam telewizor. Leciał teraz jeden z odcinków " Plotkary". Lubiłam czasem oglądać ten serial. Lubiłam się przy nim pośmiać.  Około godziny 16:00 usłyszałam pukanie do drzwi. Pobiegłam je otworzyć i moim oczom ukazało się dwóch funkcjonariuszy policji.
 - Pani Cat Bieber? - spytał wysoki czarnoskóry mężczyzna, a ja pokiwałam tylko głową.
 - Musi pani złożyć zeznania w sprawie zabójstwa Christiana Blake'a. Schwytaliśmy sprawców wypadku samochodowego, w którym zginął pani chłopak. - włączył się drugi nieco niższy.
 - Oczywiście. Zostawię tylko wiadomość bratu i mogę jechać. - odpowiedziałam.
Napisałam Justinowi na kartce gdzie jestem i po co. Po 30 minutach znajdowałam się już na komisariacie.


                                                                     ***
 - Czyli, mówi pani, że Selena Gomez sama przyznała się przed panią do  przekazania pieniędzy za zabójstwo?
 - Chyba mówię wyraźnie. Na plaży na Hawajach przyznała się do tego. Powiedziała, że wraz z moim byłym chłopakiem załatwiła jakiegoś gościa, który wjechał tirem w samochód Chrisa. Przez nich on nie żyje! - powiedziałam i zaczęłam płakać.
 - Spokojnie, pani Bieber. Niech pani nie płacze. Eleno! Przynieś proszę coś na uspokojenie! - krzyknął do kobiety przechodzącej korytarzem.
 - Ja nie mogę brać takich leków. Mogłabym zaszkodzić mojemu dziecku. - powiedziałam szybko.
 - No dobrze. Eleno, nie potrzebne są już leki.
Komisarz zadał m i jeszcze parę pytań i zawołał jednego z policjantów, aby odwiózł mnie do domu.  Na miejscu byłam o godzinie 19:25.  Gdy tylko otworzyłam drzwi ktoś zasłonił mi oczy i usta. Starałam się wyrwać, ale mi nie wychodziło. Ten ktoś był zdecydowanie silniejszy. Z tego co wyczułam, była to kobieta.
 - Nie szarp się idiotko. I tak nic nie wskórasz. - powiedziała, a ja poznałam, że to Jessie.
Jessie jest starszą siostrą Matt'a. Podejrzewam, że wściekła się na mnie, bo jej brat zgnije teraz w więzieniu. Nigdy mnie nie lubiła, ale teraz to już można było to nazwać czystą nienawiścią.
 - Co ty robisz Jessie?! Gdzie Justin? - darłam się, ale ciągle nie mogłam się wyswobodzić.
 Po chwili poczułam, jak coś uderza mnie w głowę. Straciłam przytomność.

                                                                       ***
 Obudziłam się w piwnicy.  Nie wiedziałam co się dzieje. Byłam okropnie zdezorientowana, a przede wszystkim bałam się jak nigdy wcześniej. Delikatnie podniosłam się z miejsca w którym leżałam. Przez moją głowę przebiegł przeraźliwy ból. Momentalnie znalazł się przy mnie Justin. Cieszyłam się, że nic mu nie jest. Pod ścianą spał jeszcze Christian Beadles.
 - Cat! Wszystko dobrze? Jak tam twoja głowa? Kim jest ta dziewczyna i czego chce? A ten facet? - zasypał mnie pytaniami mój brat.
 - Może po kolei? - w odpowiedzi Jus pokiwał tylko głową. - Głowa przeraźliwie mnie boli, ta dziewczyna to siostra Matt'a. Ma na imię Jessie i sama siedziała już w pudle za posiadanie narkotyków. Podejrzewam, że Jessie chce się na nas zemścić, bo wsadziliśmy jej młodszego braciszka do pierdla. - odpowiedziałm dość spokojnie.
 - A ten facet? - dołączył nagle Christian.
 - Nie wiem o jakiego faceta wam chodzi. Chociaż zdziwiłabym się gdyby schwytała was obu jedna dziewczyna.
 Po tej krótkiej wymianie zdań nastała bardzo nie zręczna cisza.  Po paru minutach usłyszeliśmy jak ktoś schodzi po schodach. Ręce zaczęły mi się pocić ze strachu, a po ciele przebiegły nie przyjemne dreszcze. To musiała być Jessie, bo było słychać uderzanie obcasów o podłogę.
 - Może wytłumaczę wam jak to będzie wyglądać?- powiedziała ironicznym tonem.

sobota, 6 października 2012

Rozdział 11

 * U Tyler'a w pracy *

O 9:00 przyszedł po mnie Tyler. Szliśmy z 30 minut. Zdziwiło mnie to, gdzie się zatrzymaliśmy.
 - Oceanarium? - spytałam. - Chyba nie pracujesz tutaj z powołania.
 - Zmieniłem się przez te trzy lata. Kocham zwierzęta wodne. Są interesujące. Pokażę ci jak pracuje, a jak będziesz chciała, to możesz nakarmić foki. - powiedział.
 - Ty tak na serio?
 - Jak najbardziej. - odpowiedział i otworzył przede mną wejście dla pracowników.
Gdy Tyler przebierał się w szatni, ja podziwiałam delfiny, ośmiornice i ryby, których nigdy wcześniej nie widziałam. Rzeczywiście były bardzo interesujące.   Potem udaliśmy się na poranne karmienie. Mój przyjaciel nie żartował, gdy mówił, że będę mogła nakarmić foki. Na początku rwałam się do tego jak mało kto. Byłam strasznie podekscytowana. Moja ekscytacja była chyba nie do zniesienia. Nie miałam większego  problemu z nakarmieniem fok. Problem stanowił sam Tyler. Chyba nie słuchał, gdy mówiłam "żadnych sztuczek". Tak jak na początku dnia on poszedł się przebrać, a ja podziwiałam morskie stworzenia. Byłam tak bardzo pochłonięta obserwacją, że nie zauważyłam iż mój stary przyjaciel wyszedł z szatni. Tyler po cichu podszedł mnie od tyłu i objął w pasie. Potem chciał mnie pocałować, ale odepchnęłam go.
 - Mówiłam ci coś na ten temat! - krzyknęłam na niego
 - Ale bardzo ciężko jest mi się oprzeć. Wiem, że kiedyś ci się podobałem. Dlaczego to się zmieniło? Teraz jestem nawet przystojniejszy.
 - Może i tak, ale już nie jesteś taki sam. Zrobiłeś się próżny. Wcześniej taki nie byłeś. Poza tym, to...
 - Weź przestań z tym " Dopiero co zmarł Chris. Przecież z nim też się przyjaźniłeś." lub " Jestem w ciąży i wolę zająć się dzieckiem. Nie chcę się pakować w żaden związek. ".
 - Ja już lepiej pójdę. - powiedziałam cicho i wyszłam z budynku.
 Tyler bardzo zranił mnie tymi słowami. Zachowywał się tak jakby jego własny przyjaciel nic dla niego nie znaczył.Udałam się do hotelu, ubrałam strój kąpielowy i poszłam na plażę. Szłam sobie wzdłuż brzegu i patrzyłam na fale. W wodzie widziałam sporo osób. Paru surferów, kilkoro dzieci, jakieś dziewczyny, które wytykały mnie palcami i chłopaków oglądającymi się za mną. Cieszę się, że jeszcze nie widać mojego brzuszka. Rozłożyłam ręcznik na piasku i położyłam się na nim. Po jakiś pięciu minutach ktoś zasłonił mi słońce.
 - Możesz się odsunąć? Zasłaniasz mi słońce. - powiedziałam z zamkniętymi oczami.
 - Eh... Szkoda tego Chrisa... Niezłe z niego było ciacho. Niestety ktoś go rozjechał...  - znowu ona?!
 - Czemu się tak na mnie uwzięłaś?! O co ci chodzi? Chris nie żyje, a ty wyglądasz na usatysfakcjonowaną. O co ci chodzi?! - wydarłam się.
 - Odwaliłam z Mattem kawał dobrej roboty. Nie rozumiem cię. Jak mogłaś nie chcieć takiego faceta jak on? - powiedziała zadowolona.
 - To wy zabiliście Chrisa? Jak mogliście? Wiecie przecież, że to przestępstwo!Ale nikogo z was nawet nie było w pobliżu tamtego miejsca. To nie możliwe!
 - Zapłaciłam jednemu kolesiowi, który wjechał tirem w samochód Chrisa. Dziwię się, że nie zmarł na miejscu. Do tego się do ciebie odezwał? Na serio interesujące, mała. Skoro już ci troszkę dowaliłam, to idę starać się wrócić do twojego brata. On ma za miękkie serduszko żeby mi odmówić. Jest mięczakiem, ale ma kasę.
 - Nie chcę cię już więcej widzieć! Odejdź stąd i nie zbliżaj się do Justina. - powiedziałam i wstałam z miejsca.
Zabrałam swoje rzeczy i poszłam do hotelu. Za sobą słyszałam śmiech Seleny. Zabiła Chrisa tylko dlatego, że nie chciał z nią być? To jest chore, a nawet gorzej niż chore. Ta szmata już dawno powinna wylądować w psychiatryku. Poszłam do swojego pokoju hotelowego, a tam.... Wielka niespodzianka. Justin, One Direction, Tyler? I...Matt? Zaraz tak mu tak przywalę, że sam umrze w męczarniach. Przebrzydła świnia. Dlaczego Justin normalnie z nim rozmawia? Przecież on mnie porwał ! Podeszłam do łóżka na którym wszyscy siedzieli i uderzyłam Matta.
 - Cat! Dlaczego go uderzyłaś?! Co on ci zrobił? - dopytywał się Justin.
 - Jeden - porwał mnie wtedy sprzed hali koncertowej. Dwa - zabił Chrisa. Trzy - jest zwykłym dupkiem. Taka odpowiedź wystarczy? - krzyczałam szlochając.
 - To ten cały Matt? Czy ona postradała zmysły? - powiedział wystraszony Louis.
 - On się przedstawił jako Rick. Ale... przecież ja nie znałem nawet tego Matta. Więc... ochrona! -  zawołał mój brat.Ciągle płakałam. Chciałam opowiedzieć chłopakom o przekręcie Seleny i Matta, ale nie mogłam wydusić z siebie żadnego słowa. Nie docierało do mnie też to, co mówiono do mnie. Najlepiej by było gdybym nigdy się nie urodziła. Zaoszczędzono by mi wtedy bólu, który teraz czułam. Nie mogłam w to nadal uwierzyć... Czy Selena zdawała sobie sprawę z tego, że teraz pójdzie siedzieć? Chyba nie skoro mi powiedziała. Chwilę później poczułam, że osuwam się na ziemię. Jakby w oddali słyszałam głosy chłopaków. " Louis dzwoń po karetkę! ", "Co się dzieje Justin? ", " Chyba zemdlała! Nie wiem! ". Potem już nic nie słyszałam...

* Dwa dni później *
Justin
Cat od dwóch dni leży w szpitalu. Zemdlała, ale lekarze mówili, że to co ona ze sobą wyprawiała było niebezpieczne dla dziecka. Dowiedziałem się, że nie jadła około półtora dnia i brała jakieś leki, których nie powinna brać w swoim stanie. Była kompletnie wykończona, a do tego okropnie zdenerwowana i zestresowana. Gdybym o tym wszystkim wiedział nie pozwoliłbym jej na to wszystko. Czekałem ciągle aż moja siostra się obudzi.Bałem się, że teraz straci jeszcze swoje dziecko i całkiem się załamie. Nie przeżyłaby kolejnej wielkiej straty.
 - Panie Bieber, zapraszam. - powiedziała pielęgniarka o otworzyła drzwi od sali w, której leżała Cat.
Ucieszyłem się, że znów widzę ją w "normalnym" stanie.
 - Skoro już jesteś przytomna, to mogę się na ciebie wydrzeć? - Cat pokiwała głową. - Dlaczego nic nie jadłaś?! Chciałaś zabić to dziecko? A te leki? Podobno w sporych ilościach! Chciałaś się zabić?! Zgłupiałaś już do reszty?!
 - Przepraszam... - powiedziała cicho. - Nie chciałam zabić Rose. Przysięgam. Po prostu po śmierci Chrisa wszystko się zmieniło... Przy ludziach funkcjonowałam w miarę normalnie, ale gdy byłam sama.... Obiecuję, że się zmienię. - powiedziała.
 - Wierzę ci. Zostaniesz tutaj jeszcze na obserwacji. Jeśli wszystko będzie okay, wypiszą cię, a jak nie to jeszcze troszkę tu zabawisz.
Chwilę potem zadzwonił mój telefon. Spojrzałem na wyświetlacz. Louis... odrzuciłem połączenie. Znowu rozbrzmiał mój telefon. Tym razem Tyler. Potem Zayn, Harry, Niall i Liam. Dzwonili tak wszyscy na zmianę. W końcu się złamałem i odebrałem połączenie od Niall'a.
 - Czego wy chcecie? - spytałem zdenerwowany.
 - Chcemy wiedzieć co z Cat. - odpowiedział mój przyjaciel.
 - Obudziła się, ale nie możecie z nią pogadać bo pojechała właśnie na obserwację. 
 - Będziecie dzisiaj z powrotem? Louis nam tutaj szaleje ze zmartwienia....
 - Będziemy... Raczej. - odpowiedziałem i rozłączyłem się.

--------------------------------------------------------------
 Zainspirowaliście mnie do tego żebym dalej dla was pisała. Dziękuję, że jesteście i czytacie. Szczególnie chciałam podziękować Katy Belieber napisała " I wydaje mi się, że nie chciałabyś zawieszać bloga, skoro to twoja pasja to nie powinnaś tego robić. A czytelnikami się nie martw. "
Właśnie... to moja pasja i nie powinnam tego robić. Uświadomiłam sobie, że z pasji nie można rezygnować przez  "brak czytelników ". Jeszcze raz dziękuję. ;)