piątek, 1 lutego 2013

Epilog

(Pięć lat później)
"Justin"
Dzisiaj wypadają piąte urodziny Catheriny i jednocześnie piąta rocznica śmierci mojej siostry. Dużo się od tamtego czasu zmieniło. Spełniłem ostatnią wolę siostry. Wychowuję małą Cat. Ożeniłem się z Natalie. Teraz moja żona jest w ciąży, a Cat wyczekuje swojego kuzyna . Siedzieliśmy przy stole i śpiewaliśmy małej "Sto lat".  Od wczoraj była tak bardzo podekscytowana.
 - Gratuluję skarbie. Wszystkiego najlepszego! - powiedziałem i uściskałem małą.
 - Dziękuję wujku. Pójdziemy dziś do mamusi i tatusia? - spytała mnie Cat, a Natalie kiwnęła głową.
 - Przecież zawsze chodzimy. - odpowiedziałem i posłałem jej wymuszony uśmiech.
 - Zobacz co narysowałam. - pokazała mi obrazek. - Mogę to zostawić rodzicom?
 - Tak, oczywiście.
Przyjrzałem się rysunkowi. Na tle naszego kanadyjskiego domu stałem ja, Natalie i Cat. Wszyscy trzymaliśmy się za ręce. Nad domem latały dwa anioły. Po czerwonych włosach, poznałem, że jeden z nich to moja siostra, a drugi to pewnie Chris.
 - Ładne. Kiedy to narysowałaś, kochanie? - spytała Natalie i pogłaskała się po sporym brzuchu.
 - Dzisiaj. Zanim wstaliście. - dopowiedziała z uśmiechem.
Zjedliśmy po kawałku tortu i wręczyliśmy małej prezent. Wiedzieliśmy co jej się spodoba najbardziej. Natalie kupiła długi, złoty, otwierany wisiorek z dwoma miejscami na fotografie. Poszedłem do rodziców Chrisa i poprosiłem ich o jakieś zdjęcie ich syna. Znalazłem w starym albumie fotografie mojej siostry i oba zdjęcia włożyliśmy do naszyjnika. Chcemy żeby Cat pamiętała o swoich rodzicach. Zawsze. Nie pomyliliśmy się. Mała zareagowała na prezent bardzo entuzjastycznie. Podziękowała nam i założyła swój nowy dodatek. Była tak bardzo podobna do mojej siostry. W oczach stanęły mi łzy. Tak cholernie za nią tęsknie. Ubraliśmy się i wsiedliśmy do samochodu. Po drodze wpadliśmy jeszcze po moich rodziców. Teraz wszyscy razem pojechaliśmy na cmentarz.
 - Justin, masz te kwiaty? - spytała Natalie.
 - Tak, mam skarbie. - odpowiedziałem.
 - Więc dobrze. Ja mam znicze. Możemy iść. - rzekła moja mama.
Przypomniało mi się to jak zareagowała na śmierć mojej siostry. Płakała kilka godzin, a potem za każdym razem gdy spojrzała na jej zdjęcie, weszła do jej pokoju, a na początku nawet wtedy gdy patrzyła na swoją wnuczkę. Mamie było tak ciężko jak mi. Szliśmy alejkami szarych nagrobków. Teraz już dochodziliśmy do skraju cmentarza, gdzie stały tylko dwa groby. Jeden należy do mojej siostry, a drugi do Chrisa. Ich nagrobki połączono razem i wygrawerowano napis "Zawsze razem". Wzruszało mnie to. Postawiliśmy znicze i kwiaty i zmówiliśmy za nią modlitwę.
 - Wujku... Mogę na chwilkę tutaj zostać i porozmawiać z mamą? - spytała pięciolatka.
 - Cóż... No dobrze, ale odejdę tylko kawałek. - powiedziałem i odszedłem kawałek.
Jeszcze słyszałem stąd jak dziewczynka "rozmawia" z Cat. To chyba nie jest podsłuchiwanie? Muszę mieć na nią oko. Cała moja rodzina poszła już do samochodu. Ja im dałem znak, że dojdziemy za chwilkę.
 - Cześć mamusiu. - zaczęła Cat - Nie pamiętam cię, a i tak strasznie za tobą tęsknię. Chciałabym żebyś była ze mną. Ty i tatuś. U wujka nie jest źle. Bardzo go kocham, ale inne dzieci chodzą do przedszkola z mamusiami lub tatusiami. Chciałabym żebyś mogła wrócić chociaż na jeden dzień. Pobawić się ze mną, zaprowadzić mnie do szkoły i porysować...Właśnie! Mam dla was prezent. Dla ciebie i dla tatusia.  - powiedziała i wyjęła z kieszeni kurteczki swój obrazek. - Narysowałam to specjalnie dla was. Żebyście wiedzieli, że o was pamiętam i kocham. Ja już pójdę, bo wujek czeka, ale niedługo wrócimy. Obiecuję. - mała pożegnała się i złożyła obrazek. Podbiegła do mnie, a ja dostrzegłem na jej twarzy malutkie łezki.
 - Będzie dobrze... - powiedziałem i wziąłem siostrzenicę na ręce.

-------------------------------------------------------------------------------
Cześć. To już koniec. Nie wiem czy wam się podobał czy nie, ale moim zdaniem to nie jest złe. Wpadłam ostatnio na pomysł nowego opowiadania. To będzie taka jakby kontynuacja. Główną bohaterką będzie córka zmarłej Cat. Będzie to historia o miłości, dobrych i złych wyborach o błędach i o życiu. Myślę, że mam dość ciekawy pomysł. Pozdrowionka;*

czwartek, 17 stycznia 2013

Rozdział 16

"Cat"
(Dwa tygodnie przed porodem)
Moje dziecko urodzi się już za dwa tygodnie. Strasznie się boję. Poprosiłam Justina żeby był wtedy przy mnie. Zamiast Chrisa. Demi i Will też będą czekać. Ciągle o tym rozmawiają. "Gdy Rose się urodzi" pojedziemy tam, zrobimy to, napiszemy to. Bez przerwy. Bardzo powoli wstałam z łóżka. Założyłam moje puchate kapcie i zeszłam po schodach do kuchni. Nawet nie zwróciłam uwagi na to którą mamy godzinę. Otworzyłam lodówkę i zaczęłam w niej grzebać. Na śniadanie zrobiłam sobie chyba najbardziej twórczą rzecz. Płatki z zimnym mlekiem. Poszłam z miską do salonu i włączyłam sobie telewizor. Na niektórych kanałach odliczali dni do mojego porodu. W rogu była taka "tabliczka" z napisem "14 dni". Usłyszałam, że ktoś złazi po schodach jak słoń. To pewnie Justin. Zawsze jest głośno, gdy jest zmęczony. Zatrzymał się w drzwiach salonu i spojrzał na mnie.
 - A ty co? Dospać nie możesz? Przecież dopiero po 7:00! - powiedział mój kochany braciszek.
 - No i co? Chciało mi się wstać, to wstałam. - odpowiedziałam obojętnym tonem, wciąż wpatrzona w telewizor.
Justin poszedł sobie do kuchni, ale nie mogłam się za długo cieszyć wolnością. Też przyszedł ze swoim śniadaniem do salonu. Kolejne 10 minut i przyszli Demi z Willem. Chciałam się pośmiać, więc włączyłam jakąś komedię.
 - Pójdziemy dzisiaj na zakupy? - spytała Demi.
 - Jasne! Chętnie gdzieś stąd wyjdę. - odpowiedziałam entuzjastycznie.
Tak szybko jak mogłam poszłam na górę. Musiałam się oczywiście ubrać. Podeszłam do wielkiej szafy i otworzyłam ją. W oczy rzuciła mi się moja  sukienka. Taak, chyba będzie trzeba przebrać swoje rzeczy. W większość to ja się już nie zmieszczę po porodzie. Wyjęłam masę rzeczy w które jeszcze kilka tygodni temu się mieściłam. Teraz nic. Znalazłam tylko jedną rzecz w którą weszłam bez oporu. Moja nowa sukienka. Rzeczywiście trzeba będzie sobie coś kupić. Po godzinie byłam już gotowa do wyjścia. Ja i Demi weszliśmy do srebrnego Audi i pojechałyśmy do najbliższej Galerii Handlowej. Odwiedzaliśmy po kolei swoje ulubione sklepy. Niestety nie we wszystkich był dział dla ciężarnych. Demi tak jak na każdych zakupach kupiła sobie masę rzeczy. Czasami chciałabym wrócić do czasów, gdy wszystko było takie proste. Gdy ze swoją dupą weszłam w każdą kieckę, gdy nie musiałam się martwić o to czy jutro przypadkiem nie urodzę, gdy mogłam wszystko jeść, pić.... gdy Chris jeszcze żył. Moja kochana przyjaciółka namawiała mnie żebym kupowała wszystko co mi się podoba. Tym sposobem w jednym sklepie potrafiłyśmy spędzić nawet godzinę. Już po tych wszystkich zakupach poszłyśmy coś zjeść. Usiadłyśmy przy stoliku i czekałyśmy na kelnera. Demi sięgnęła do torebki i wyjęła swój telefon.
 - Pozwolisz, że wyjdę na chwilkę i zadzwonię? Jakby przyszedł ten facet to mi zamów ravioli z grzybami. - powiedziała i nie czekając na moją odpowiedź wyszła z knajpki.
 - Jasne... - mruknęłam do siebie.
Pod jej nieobecność przyszedł kelner. Mojej przyjaciółce zamówiłam to o co mnie poprosiła i colę, a sobie sałatkę "cezar" i wodę. Przez przezroczyste drzwi widziałam, że moja kochana Demi jest bardzo podekscytowana. Rozmowę skończyła akurat, gdy przyszło nasze jedzenie. Jadłyśmy i rozmawiałyśmy o wszystkim. Demi chce sobie zrobić tatuaż na nadgarstku. Też bym chciała sobie zrobić, ale nie teraz. Może za pół roku... Na jednym nadgarstku bym miała datę narodzin Chris'a, a na drugiej datę jego śmierci. W ten sposób nigdy o nim nie zapomnę.
 - Widzę, że skończyłaś. Możemy jechać? - spytała podekscytowana Demi.
 - Okay, tylko daj mi wstać i zapłacić.- odpowiedziałam i już po chwili byłyśmy w drodze do domu.
Gdy wjeżdżałyśmy w bramę naszego domu zauważyłam jak Demi wysyła jakiegoś sms'a. Trochę do podejrzane, bo starała się żebym tego nie zauważyła. Już zmierzałyśmy do domu. Otworzyłam drzwi i tutaj nagle...
 - Niespodzianka!!!
Byli tam wszyscy ważni dla mnie ludzie. Rodzice, przyjaciele, rodzice Chrisa, bliżsi znajomi. Kilka łez spłynęło mi po policzku. Kiedy oni wszyscy przyjechali tutaj?
 - Nie płacz... Sądziliśmy, że się ucieszysz. - powiedział mój brat.
 - No bo się cieszę idioto. Nie myślałam, ze zobaczę was wszystkich jeszcze przed porodem. - powiedziałam szczerze.
 - My też tak myśleliśmy. - odezwała się moja mama. - Ale przyleciał do nas prywatny odrzutowiec Justina i zabrał wszystkich.
 - No to zaczynamy imprezkę! - powiedział Will, a wszyscy radośnie przytaknęli.
Było świetnie. Prezenty, jedzenie, picie, ale oczywiście tylko takie, które mogłam zjeść lub wypić. W prezencie dostałam np. od Harry'ego - butelkę wina, którą wypiję po urodzeniu dziecka. Ciekawy prezent. Bawiliśmy się tak aż do godziny 21:00. Wtedy wszystko się zaczęło.
 - Mamo, mamo, chyba wody mi odeszły! - powiedziałam lekko wystraszona.
 - Co? Ale przecież zostało jeszcze..
 - Tak, 14 dni. Zawieźcie mnie do szpitala! Ja chyba będę rodzić. - powiedziałam.
 - Tak, oczywiście. Chodź siostra. - powiedział Justin i delikatnie zaprowadził mnie do samochodu.
 - Weź leć jeszcze po moje rzeczy.
 - Demi już niesie. - odpowiedział lekko wystraszony. - Masz skurcze? - spytał.
 - Aaa.... - odpowiedziałam, bo teraz rzeczywiście złapał mnie skurcz.
 - Czyli tak...
I ruszyliśmy prosto do szpitala. Co dziesięć minut miałam skurcze. To chyba pewne, że urodzę! Ał... ale boli... Czemu o tej godzinie są jeszcze takie korki, do jasnej cholery? Do szpitala dotarliśmy dopiero po czterdziestu minutach. W szpitalu od razu zawieźli mnie na porodówkę. Po krótkiej chwili pojawił się też Justin. Czy on nie powinien być na zewnątrz? Nawet nie zdążyłam zadać pytania.
 - Sądzą, że ja jestem twoim chłopakiem, bo cię zawiozłem do szpitala. Myślą, że jestem tatusiem tego dziecka i nic nie dali sobie wyjaśnić. - odpowiedział mi Justin na jeszcze nie zadane pytanie.
Mijały godziny, a ja czułam się coraz bardziej wycieńczona.
 - Proszę przeć. - mówił co jakiś czas lekarz przyjmujący poród.
 - Oddychaj, oddychaj spokojnie. - powtarzał Justin.
Po jego minie widziałam, że jest mu ciężko patrzeć na to jak cierpię. Przecież jest warto. Zaczęłam się czuć tak jakbym miała odpłynąć, zasnąć...
 - Gratuluję, to dziewczynka. - powiedział lekarz, a potem wszystko stało się tak nagle.
Usłyszałam tylko ciche, podłużne pikanie i zaczęłam się zapadać... Co się dzieje? Ja chcę zobaczyć moje dziecko, ale z drugiej strony ból ustaje, jest mi coraz lepiej, coraz bardziej błogo... Ostatnia rzecz jaką usłyszałam to krzyk Justina.
 - Cat, Cat, nie! Żyj, ty musisz żyć! Zróbcie coś.
A potem wszystko zaczęło się oddalać. Ciemność.

"Justin"
Urodziła. Przez chwilę na mojej i na jej twarzy zagościł uśmiech. Usłyszałem podłużne pikanie. To jej serce. Powoli staje... Nie...
 - Cat, Cat nie! Żyj, ty musisz żyć! Zróbcie coś. - zwróciłem się do lekarzy błagalnym tonem, a po moich policzkach zaczęły spływać łzy.
Dwie pielęgniarki wyprowadziły mnie za drzwi. Czekali tam prawie wszyscy. Zaniepokoili się, gdy zobaczyli, że płaczę. Mama i ojczym od razu podbiegli do mnie i chcieli się dowiedzieć co się stało.
 - Ona umiera... - powiedziałem tylko.
 - Rose? Nie, to nie możliwe przecież...
 - Mamo! Nie Rose, Cat. Cat umiera. - odpowiedziałem.
Moja matka opadła na krzesło obok mnie i również zaczęła płakać. Po tym Demi, mama Chrisa, nawet z oczu Willa pociekło kilka łez. Czkaliśmy tak ponad godzinę. Niecierpliwi. Niech nam wreszcie powiedzą czy Cat żyję, czy umarła... Jak na zawołanie zza drzwi wyszedł lekarz.
 - Bardzo mi przykro. Nie udało nam się nic zrobić. Odzyskała na chwilę przytomność i powiedziała. "Niech Justin zajmie się moją córkę.". Potem odeszła, a my nic nie mogliśmy zrobić. - powiedział lekarz
Czyli to mi powierzyła opiekę nad swoim dzieckiem... Spełnię jej ostatnią wolę.
 - Czy ja mogę zobaczyć swoją siostrzenicę? - spytałem.
 - Tak, oczywiście. Proszę za mną. - powiedział mężczyzna i zaprowadził mnie do drzwi obok porodówki w której zmarła właśnie moja siostra.
Wszedłem do środka i podszedłem do pielęgniarki zajmującej się małą.
 - Jest taka podobna do Cat. - powiedziałem.
 - Bardzo mi przykro z powodu dziew....
 - Cat nie była moją dziewczyną. Była moją siostrą. Ale dziękuję. - powiedziałem.
 - Jak dziecko ma mieć na imię? - spytała miła pielęgniarka. Zastanowiłem się nad tym pytaniem. Moja siostra chciała dać małej na imię Rose, ale teraz do poniekąd moje dziecko i zależy mi na tym, żeby miała w sobie jeszcze więcej z matki.
 - Catherina. Catherina Bieber. - podyktowałem pielęgniarce.
 - Dzisiaj wieczorem można zabrać małą do domu. Jeśli oczywiście będzie zdrowa.
 - Tak, oczywiście. - odpowiedziałem tylko i wyszedłem.

------------------------------------------------------------------------
Jak napisałam wcześniej, to już ostatni rozdział. Niedługo pojawi się Epilog i to już koniec tego opowiadania. Możliwe, że zacznę pisać nowe, ale nie wiem kiedy. Prosiłam o podrzucanie pomysłów, ale na razie nic się nie pojawiło. Zastanowię się nad tym. Pozdrawiam i przesyłam buziaki;***