poniedziałek, 24 września 2012

Rozdział 10

* Następnego dnia *
Justin
Odkąd wczoraj wróciliśmy ze szpitala, Cat nie wychodzi ze swojego pokoju. Nie wpuszcza nikogo i nic nie je. Skoro ma zamknięte drzwi staramy się do niej dzwonić. Na jakieś pięćdziesiąt odebrała tylko raz.
 - Cat, wyjdź i idź coś zjeść. Szkodzisz tylko dziecku i sobie, gdy się tak załamujesz. - powiedziałem przez telefon, ale cały czas stałem pod jej drzwiami.
 - Dobra zjem coś. Zadowolony?
 - Tak, ale wyjdź z tego pokoju. Musisz żyć dalej. Idź na spacer, pooddychaj świeżym powietrzem, spotkaj się z Demi i Willem. Przyjechali z dziesięć minut temu.
 - Dobrze, tylko się ubiorę. - odpowiedziała mi i się rozłączyła.
Czekałem na nią "tylko" 30 minut. Poszliśmy do restauracji, a potem ona wyszła gdzieś z przyjaciółmi. W przyszłą sobotę ma odbyć się pogrzeb Chrisa w naszym rodzinnym mieście. Dobrze wiem, że Cat będzie tam płakać prawie tak samo jak pan i pani Blake. Nie chcę patrzeć na to jak  cierpi. Ale cóż, uparła się, że musimy jechać, bo ona chce go pożegnać.

Cat
Wyszłam z pokoju i poszłam coś zjeść. Sama przed sobą nie przyznawałam się do tego, że jestem głodna i nie chciałam nic jeść. Ale zadzwonił Jus i powiedział, że w ten sposób szkodzę dziecku. Uderzył w mój najczulszy punkt. Dobro mojego maluszka było dla mnie najważniejsze. Cieszyłam się, że przyjechali do mnie moi przyjaciele. Może mają dla mnie jakąś wesołą nowinę. Chciałabym, bo ten cały smutek wokół mnie już mnie przytłacza. W sumie gdyby przytłaczał było by dobrze. On mnie po prostu zabijał od środka. Zabijał moje serce. Teraz czułam się tak jakby ktoś wypalił mi ogromną dziurę w sercu. Dziurę, której w żaden sposób nie da się załatać.
 - Hej Cat. - powiedziała Demi przytulając mnie. - Jak się czujesz?
 - Jeśli mam być szczera, to nie za dobrze. Tak strasznie mi go brakuje. Wszędzie dostrzegam jego nie obecność. Ale może powiecie co u was?
 - No cóż. - włączył się Will. - Od jakiegoś czasu jesteśmy parą.
 - To świetnie. - ucieszyłam się. - I jak wam się układa? - spytałam
 - Hmm... Chyba świetnie. - odpowiedziała Demi. - Ale ty nie powiedziałaś nam o czymś bardzo istotnym. - powiedziała i tajemniczo się uśmiechnęła.
 - O czym? - spytałam lekko zbita z tropu
 - Ktoś tu spodziewa się dziecka. - rzekł Will
 - Ahhh.... To... Tak, powinnam iść do ginekologa. Trzeba sprawdzić czy moje dziecko jest zdrowe.
Poszliśmy do kina, a potem Demi zaciągnęła mnie do jakiegoś sklepu z rzeczami dla niemowląt.Kupiła chyba nawet więcej rzeczy niż ja.  Byłam wdzięczna wszystkim ludziom, którzy starali się doprowadzić mnie do "normalnego" stanu. Wierzyłam, że z tych gruzów da się jeszcze wybudować dom. Może byłam naiwna, ale zawsze warto mieć nadzieję.

* Sobota - Pogrzeb *
Cat

Ubrana w to, płakałam na cmentarzu. Ostatnie pożegnanie z Chrisem. Już nigdy więcej nie miałam go zobaczyć. Najzwyczajniej w świecie nie dane jest mi być szczęśliwą. Wszyscy płakali. Ja, jego rodzice i jedyna babcia chyba najmocniej.Cóż, po takiej stracie ciężko się pozbierać, ale ja muszę jak najszybciej dla naszego dziecka. Na pewno chciałby żebym była szczęśliwa i opiekowała się naszą córeczką ( znaczy myślę, że to dziewczynka ). Po pogrzebie poszłam jeszcze do moich rodziców i zawiadomiłam ich o tym, że zostaną dziadkami. Byli szczęśliwi, ale jednocześnie smutni. Szczęśliwi bo będą mieli wnuczkę, a smutni przez śmierć Chrisa. Mój tata był z Blake'ami bardzo blisko. Ojciec Chrisa był jego najlepszym przyjacielem od nie pamiętnych czasów. Podobno razem dorastali. Ciężko było mi też przechodzić przez park w którym wyznałam mu miłość lub patrzeć na jego dom. Okropna była myśl, że on może już mnie nie pocałować, nie przytulić lub nie powiedzieć mi, że mnie kocha.

 * Dwa dni później * 
Cat

 Od godziny siedziałam w samolocie. Justin postanowił zabrać mnie na wakacje. Lecieliśmy na Hawaje. W sumie fajnie. Może odprężę się, opale i zacznę odrobinę normalniej funkcjonować. Zdarza mi się, że wyobrażam sobie siebie i Chrisa siedzących na sofie w domu Jusa. Oglądamy filmy i przytulamy się. Czasami dobrze mi to robi. Odrywam się wtedy od szarej rzeczywistości w której mojemu zmarłemu chłopakowi nie jest dane żyć. Gdy dolecieliśmy już na miejsce przywitała nas przepiękna pogoda i pełno fanów Justina. Niektórzy trzymali duże kartonowe tablice z napisami " Cat, będzie dobrze! ". Wzruszyłam się odrobinę. Nie mogłam uwierzyć w to, że tyle osób martwi się moim stanem. Udaliśmy się do samochodu, który miał nas zawieźć do hotelu. Jechaliśmy może z 15 minut. Jedyne co mnie dziwiło w tym hotelu to, że był w nim basen. Przecież 50 metrów od hotelu jest piękna plaża.  Kompletny bez sens. Gdy już się rozpakowałam wyszłam z hotelu i poszłam przejść się po plaży. Mijałam dziewczyny w skąpym bikini i chłopaków w kąpielówkach. Zatrzymałam się w miejscu, gdzie nie było prawie wcale ludzi. Usiadłam na piasku i zaczęłam płakać.
 - Hej. Czemu płaczesz? - odezwał się ktoś za mną.
 - Nie ważne. Nie będę ci się zwierzać. Przecież nawet się nie znamy. - odpowiedziałam chłopakowi.
 - Nie był bym taki pewny, Cat. Nie mów, że mnie nie pamiętasz.
 - A jednak. Jakoś cię nie kojarzę. Możesz sobie iść? Czy może ja mam to zrobić?
 - Okay, ale pamiętaj. Nie marnuj czasu na smutek, bo życie przeleci ci szybciej niż myślisz.
Kiedyś mówił tak mój przyjaciel, ale zaginął. To nie możliwe. To nie może być Tyler. Ale tylko on tak mówił. Spojrzałam na chłopaka, który cały czas za mną stał. Tak, teraz byłam pewna, że to Tyler. Te same czekoladowe oczy, włosy koloru brązowego i uśmiech nie schodzący z twarzy.
 - Tyler? - spytałam nie pewnie.
 - Brawo! Wygrałaś szklankę kurzu i spacer z tym ciachem. - powiedział wskazując na siebie.
 - Jak zawsze... Ale przecież ty zaginąłeś 3 lata temu! Jak to możliwe, że żyjesz?
 - Znajomości... To idziesz na ten spacer? Opowiesz mi  może dlaczego płakałaś, a ja opowiem ci dlaczego uciekłem z domu.
Wstałam z miejsca i podeszłam do niego.
 - Trochę się zmieniłaś, ale oczy tak samo piękne jak te na zdjęciu, które trzymam w portfelu. - powiedział
 - Dziękuję. Masz moje zdjęcie w portfelu?
 - Przecież sam je kiedyś robiłem. Wtedy na wycieczce do Niemiec, a tak poza tym, to musiałem mieć coś co by mi cię przypominało.
Szliśmy wzdłuż plaży i opowiadaliśmy sobie o naszych problemach. Najpierw opowiedziałam Tylerowi o śmierci Chrisa i o tym, że jestem w ciąży. Potem on zaczął opowiadać  mi swoją historię.
 - Cóż... Wiesz, że moja mama wyszła ponownie za mąż. Wiesz też, że ten facet chciał się mnie pozbyć. Raz nawet chciał wypchnąć mnie przez balkon i przejechać samochodem. On był jakimś szaleńcem. Mówiłem to mojej matce, ale ona broniła go i próbowała mi wmówić, że mi się to przyśniło. Postanowiłem uciec z domu. Miałem uzbierane dość sporo pieniędzy. Spakowałem do szkolnego plecaka ubrania, pieniądze, paszport itp. Wyszedłem  "do szkoły" i już nie wróciłem. Poleciałem na Hawaje, mam pracę i się uczę. Mam własne mieszkanie. Ogólnie jest okay. Radzę sobie, chociaż cierpiałem, bo myślałem, że już nigdy cię nie zobaczę. Byłaś jedyną osobą, która mnie rozumiała. Żałowałem potem, że nie powiedziałem ci o tym, że uciekam. - zwierzył się.
 Byłam pod wrażeniem, ale jednocześnie byłam też wściekła. Był moim najlepszym przyjacielem od piaskownicy, a uciekł i nic mi nie powiedział. Ja głupia myślałam, że on już nie żyje. Opłakiwałam go tygodniami, a on siedział sobie na Hawajach i wiódł spokojne życie. O godzinie 19:00 Tyler odprowadził mnie pod hotel.
 - Mogę cię jutro wyciągnąć do mojej pracy czy jesteś zajęta? - spytał, gdy miałam już wchodzić do hotelu.
 - Nie, nie jestem zajęta. Mogę iść. Tylko beż żadnych sztuczek. Zero łapania za rękę, przytulania od tyłu i przede wszystkim całowania. - powiedziałam poważnym tonem.
 - Pamiętasz każdą moją "sztuczkę", no nie? - pokiwałam głową i weszłam do środka wielkiego budynku. Justin czekał na mnie przed moim pokojem hotelowym.

---------------------------------------------------------------------------------
Ja was chyba zacznę szantażować. 10 komentarzy = rozdział 11. Poza tym to dziękuję, że czytacie te moje wypociny xD Staram się pisać jak najlepiej, ale nie zawsze mi wychodzi. Szczerze mówiąc to nie jestem jakoś specjalnie zadowolona z tego rozdziału. 

niedziela, 9 września 2012

Rozdział 9


*Rano*
 Obudziło mnie głośne pukanie do drzwi. Wstałam i otworzyłam je. Nie spodziewałam się  osoby, którą tam zastałam.
 - Louis? Co cię do mnie sprowadza o 5:00 rano? - spytałam zaspanym głosem.
 - Chciałbym z tobą pogadać. Tylko nie reaguj zbyt gwałtownie okay? - pokiwałam tylko głową. - Chodzi o to, że bardzo mi się spodobałaś.  Chciałbym żebyś została moją dziewczyną i obdarzyła mnie dzieckiem, które w sobie nosisz. Traktował bym je jak własne. Jestem w stanie dać ci dużo więcej niż ten Chris. - powiedział lekko zdenerwowany
 - Nie jesteś w stanie dać mi więcej niż Chris, a ja nie jestem w stanie obdarzyć cię taką samą miłością jak jego. Kocham Chrisa, a nie ciebie Louis.
 - Rozumiem, ale po prostu chciałem żebyś wiedziała. Cześć.- powiedział i wyszedł z pokoju.
Nie mogłam potem zasnąć. Czułam dość spore zakłopotanie. Louis był tylko moim przyjacielem, a oczekiwał czegoś  więcej. Nie byłam w stanie mu tego dać. Nie zakochałam się w sławnej gwieździe, ale w chłopaku, którego znałam od dawna. Zawsze był przy mnie. Zauroczyły mnie brązowe oczy mojego Chrisa, które sprawiały wrażenie jakby przenikały moją duszę. Przez te wszystkie myśli przechodzące przez moją głowę, nie mogłam zasnąć. Włączyłam telewizor i skakałam po kanałach. Z racji tego, że było dopiero po 6:00 nie leciało nic ciekawego. Ktoś znowu pukał do drzwi. Wyłączyłam telewizor i poszłam otworzyć. Tym razem stało w nich kilka osób. Konkretniej cztery. Harry, Zayn, Niall i Liam.
 - Przyszliśmy się pożegnać. - powiedział Harry.
 - Będzie nam ciebie brakować. - dodał Niall.
 - Tak. Chociaż znamy się tylko dwa dni. - uzupełnił Liam
 - Mi też będzie was brakować. - powiedziałam i przytuliłam ich. Do oczu napłynęły mi łzy.- Nienawidzę pożegnań.
Odsunęłam się od nich delikatnie bo wszedł Justin.
 - Za chwilę wyjeżdżamy. - powiedział mój brat. - Zbieraj się.
Wyszedł on, a potem chłopcy. Wzięłam moją torebkę, a walizkę zabrał ktoś z ekipy Jusa. Wyszłam z hotelu, bo ktoś już nawet mnie wymeldował. Czemu oni robią wszystko za mnie?! Obchodzą się ze mną jak z jajkiem. Przecież ciąża to nie choroba. Wsiadłam do podstawionego samochodu. Jeszcze trochę i zobaczę się z Chrisem. Jedyne pocieszenie. Byłam odwrócona do okna i nie widziałam kto wchodzi do środka. Usłyszałam jak zamykają się drzwi. Sądziłam, że to Justin więc się odezwałam.
 - Czemu wszyscy obchodzicie się ze mną jak z jajkiem? Ciąża to nie choroba bracie.
 - Pewnie sądziłaś, że to Justin co? - usłyszałam jej głos. Głos Seleny. Odwróciłam się i się nie pomyliłam.
 - Co ty tutaj robisz? - spytałam chłodno.
 - Jadę z wami do Nowego Jorku, a co? Coś się nie podoba przyszłej mamusi?
 - Tak, a żebyś wiedziała, że mi się nie podoba.
 - Skarbie. - zwróciła się do mnie. - Ty mnie nie lubisz i ja cię nie lubię, ale jadę tam tylko po to żeby odbić ci tatuśka tego bachora.
 - Nie uda ci się to! Chris mnie kocha, a ja kocham jego.  W ogóle to jestem strasznie zdziwiona, że Justin pozwolił ci wrócić. - w tym samym momencie otworzyły się drzwi i wsiadł Justin.
 - Hej kochanie. - powiedział i pocałował tę wywłokę w policzek.
 - Porzygam się zaraz. Jak ty możesz ją jeszcze całować? Po tym wszystkim co ci zrobiła? Nie pamiętasz jak cierpiałeś?! Jesteś głupi! - krzyknęłam.
 - Uspokój się. Sel przysięgła, że więcej nic takiego się nie zdarzy, więc jej wybaczyłem.
 - Jesteś głupi! Nie wiesz po co ona tam jedzie z nami? Chce odbić mi Chrisa! Sama mi się przed chwilą przyznała!
 - Przestań Cat! Jak możesz mnie o coś takiego oskarżać. - powiedziała do mnie po czym zwróciła się do Justina. - Justin nie widzisz co ona próbuje zrobić? Chce nas poróżnić. Wiesz dobrze, że ona mnie nie lubi. Wiesz dobrze, że nigdy więcej cię nie zdradzę i nie zranię.
 - Puki ona nie zniknie z przynajmniej mojego życia, możesz się do mnie nie odzywać bracie.  - zagroziłam i już więcej się nie odzywałam. Wiedziałam, że Justin jest rozdarty.

* Po przyjeździe do Nowego Jorku *
Justin
 Nie rozumiem już tych dziewczyn. Taka Cat. Raz jest wzorem siostry, a potem wmawia ci, że twoja dziewczyna wyjeżdża z tobą do Nowego Jorku, żeby odbić jej faceta. Albo Selena. Prawda, zdradziła. Ale przyszła sama i przeprosiła. Przyrzekła, że więcej nic takiego się nie zdarzy. Tym razem chyba zaryzykuję i uwierzę Sel. Muszę pogadać też z Cat. Nie chcę żeby znowu mnie znienawidziła. Wyszedłem ze swojego pokoju i poszedłem do niej. Drzwi były uchylone, a ona kłóciła się z Seleną. Nie chciałem podsłuchiwać, ale coś mnie do tego zmusiło.
 - Czemu ty tak krzywdzisz mojego brata?! - darła się Cat
 - Najbardziej to ja chcę skrzywdzić ciebie mała. Nie obchodzi mnie już Justin. Chcę Chrisa i zdobędę go. Ktoś taki jak ty mi nie przeszkodzi. Pomyśl. Który facet chciałby się zajmować jakimś bachorem w wieku dziewiętnastu lat? Chris na pewno nie. Może twój braciszek pomoże ci z tym dzieciakiem. Ale nie licz na za dużo. On ma tą swoją karierę i faneczki. -  powiedziała Selena, a we mnie coś pękło. To chyba było serce. Cat miała rację.
 - Nic nie wiesz o mnie, o Chrisie i o Justinie. Wiesz co? Chciałabym żebyś nigdy nie pojawiła się w jego życiu. Oszczędziłoby mu to cierpień. - wtedy postanowiłem poprzeć siostrę.
 - Właśnie, Selena. Oszczędziłoby mi to cierpień. Nie mogę uwierzyć w to, że ci wybaczyłem. Mogłem uwierzyć mojej siostrze. Teraz wynoś się stąd i nie stresuj jej. Za chwilę idę cię wymeldować.
  - Nie możesz!  - krzyknęła na mnie
 - Właśnie, że mogę. Przypominam ci, że jesteś tutaj na mój koszt. - odpowiedziałem i uśmiechnąłem się złośliwie.
 Pięć minut później Seleny nie było już w hotelu. Nie obchodziło mnie to jak ona sobie poradzi. Wiedziałem, że muszę zacząć życie od nowa.Wiedziałem też, że będzie mi trudno. Byliśmy ze sobą ponad rok. Na początku uczucie łączące naszą dwójkę było silne. Zdawało się, że nic nie może jej zepsuć. Nie wierzę w to, że tak bardzo się pomyliłem.

* Następnego dnia - spotkanie z Chrisem *
 Cat
Byłam już prawie gotowa do wyjścia. Miałam spotkać się wreszcie z Chrisem. Ubrałam się w to i poszłam na miejsce spotkania. Była już umówiona przez nas godzina, a Chrisa wciąż nie było. Zadzwoniłam do niego raz. Potem drugi trzeci, dziesiąty i dwudziesty. Za każdym razem poczta głosowa. Zaczynałam się martwić. Ale wciąż czekałam i nic nie robiłam. Po chwili usłyszałam dźwięki karetki i policję. Po dwudziestu następnych minutach zadzwoniła Demi.
 - Hej. Co słychać. - przywitałam się lekko zmartwionym tonem
 - To ty jeszcze nie wiesz?
 - Czego? - spytałam przestraszona.
 - Chris miał wypadek samochodowy gdy jechał na spotkanie z tobą. Leży teraz w szpitalu i walczy o życie. - powiedziała płaczliwym tonem, a ja oczami wyobraźni widziałam łzę spływającą po jej policzku.
 - W którym szpitalu? Ja muszę tam natychmiast pojechać! - krzyknęłam do telefonu, a przyjaciółka podała mi adres.
 Nie miałam daleko. Szybko dobiegłam. W punkcie informacji szpitala chciałam uzyskać informacje na temat Chrisa. Pielęgniarka była bardzo miła i od razu zaprowadziła mnie pod odpowiednią salę. Zobaczyłam Chrisa w bandażach i gipsie. Okropne doświadczenie widzieć swoją miłość walczącą o życie.
Usiadłam przed salą i czekałam na lekarza, który się nim zajmuje. Po godzinie czekania wreszcie zobaczyłam doktora Gilberta.
 - Doktorze, czy mogę do niego wejść? Bardzo mi na tym zależy. - powiedziałam przez łzy.
 - Oczywiście, że tak pani Bieber. Ale mam dla pani złą wiadomość.
 - Tak? Jestem gotowa prawie na wszystko. - oznajmiłam
 - Jeśli stan zdrowia pana Blake ' a się nie poprawi to on umrze. Bardzo mi przykro z powodu tego nieszczęścia.
 Poczułam więcej łez napływających do oczu. Nie mogę w to uwierzyć. Mój Chris jest skazany na śmierć? To niemożliwe.  Weszłam do sali i usiadłam na krześle, które stało obok szpitalnego łóżka. Wzięłam zdrową rękę Chrisa i przyłożyłam ją sobie do brzucha.
 - Chris, tam jest twoje dziecko. Dlatego właśnie chciałam się z tobą spotkać. Chciałam powiedzieć ci, że zostaniesz ojcem. Kocham cię i nie pogodziłabym się z tym, że możesz umrzeć. Musisz żyć. Musisz być silny. Dla naszego dziecka. - wtedy poczułam, że mój ukochany się poruszył. Spojrzałam na jego twarz. Oczy miał lekko otwarte i patrzał na mnie.
 - Moje dziecko. Przynajmniej umrę szczęśliwy.- powiedział szptem i znowu stracił przytomność. Po chwili usłyszałam jak jedno urządzenie wydaje niepokojący dźwięk. Ten dźwięk oznaczał, że serce Chrisa powoli przestaje bić. Poderwałam się z miejsca i zawołałam doktora Gilberta. Pielęgniarka kazała mi poczekać przed salą. Czekałam tam z godzinę zalana łzami. Zdążyłam nawet zadzwonić do Justina i wyjaśnić mu co się stało. Siedział teraz obok mnie i obejmował mnie ramieniem. Bez przerwy powtarzał, że wszystko się ułoży. Po jakiś następnych trzydziestu minutach wyszedł Gilbert i oznajmił mi najstraszniejszą rzecz.
 - Przykro mi. - powiedział ze smutną miną. - Pan Blake zmarł.
Wybuchłam jeszcze głośniejszym płaczem. Bez przerwy powtarzałam "Nie. To niemożliwe. On musi żyć!"
Justin i reszta bez przerwy mnie pocieszali. Po jakiś dwóch godzinach do szpitala przyjechali rodzice Chrisa.
 - Spokojnie Cat. - mówiła przez łzy pani Blake. - Rozumiem co czujesz. Chociaż... ja jestem matką i straciłam jedynego syna. Ale teraz wiem, że niedługo będę miała wnuka.
 - Ale pani Blake, ja nie wyobrażam sobie życia bez Chrisa. On zawsze był taki dobry i czuły, a Bóg ukarał go śmiercią. - odparłam szlochając.
 - Mój syn nie żyje. Myślałam, że nigdy nie wypowiem tych słów. A spotkało nas takie nieszczęście.

sobota, 1 września 2012

Rozdział 8

 Nawet jak śpię do 11:00, to jestem koszmarnie zmęczona. Czy to normalne podczas ciąży? Tak szczerze mówiąc to nie wiem. Zwlekłam się z łóżka i zabrałam się do porannej toalety. Wybrałam sobie ubrania i nałożyłam delikatny makijaż. Potem zeszłam do hotelowej restauracji, gdzie zamówiłam jedzenie. Zjadłam wszystko i znowu poszłam do mnie do pokoju i umyłam zęby. Była już 14:00. Harry, Zayn, Liam, Niall i Louis mogli zjawić się w każdej chwili. Usiadłam wygodnie na sofie i włączyłam telewizor.  Same nudy... Zatrzymałam się na kanale MTV. Leciał program "Nastoletnie matki". Oglądam to co jakiś czas, ale teraz, gdy jestem w ciąży jakoś bardziej mnie to ciekawi. Gdy pewien chłopak zostawił swoją dziewczynę kiedy ona oznajmiła mu, że jest w ciąży, to się przeraziłam. Co jeśli Chris też tak zareaguje? Co jeśli mnie zostawi z powodu dziecka? Nie chcę wychowywać mojego maleństwa bez niego. Ktoś zapukał do drzwi i niepewnie je otworzył. Zobaczyłam w nich Louis'a.
 - No hej. Gotowa? - spytał.
 - Tak, jasne. Wezmę torebkę i możemy iść. - powiedziałam.
 - To my poczekamy przed drzwiami.
Poszłam do sypialni i wzięłam swoją torebkę. Wyszłam przed drzwi swojego pokoju hotelowego, a tam chłopcy grający w butelkę. Chyba żaden z nich nie zauważył, że się im przyglądam.
 - No więc Louis... Jakie by ci zadać pytanie? - powiedział Harry sam do siebie.  - O już wiem!
 - No to szybciej bo się tutaj zestarzeję. - powiedział Lou.
 - Co myślisz o Cat?
Twórcze, pomyślałam sobie.
 - Jest śliczna, utalentowana, inteligentna i niestety ma chłopaka. Tak szczerze mówiąc to ja bym wolał być ojcem jej dziecka. - odpowiedział na zadane pytanie, a mnie zamurowało.
 Czy on właśnie powiedział, że chciałby mieć ze mną dziecko? Tak chyba tak...
 - Trzeba było pojawić się z dwa miesiące temu. Może byś zdążył zmajstrować mi dziecko. - powiedziałam
 Lou zrobił minę jakby zobaczył ducha. Chyba troszkę się zmartwił, że wszystko słyszałam.
 - Emm...No wiesz... To było.Ten emm.. No nie wiem jak ci to wyjaśnić. Po prostu mi się spodobałaś? - powiedział lekko zakłopotany.
 - Może o niczym bym się nie dowiedziała gdybyście nie grali w butelkę na korytarzu. Tak w ogóle kto na to wpadł? - spytałam i zaśmiałam się.
 - Ja! - krzyknął Niall
 - Świetnie. Idziemy?
Chłopcy kiwnęli głowami i udaliśmy się do Centrum Handlowego. Kupiłam sobie parę rzeczy i poszliśmy do Pizzeri. Gdy jedliśmy zamówioną pizze podeszło do nas kilka dziewczyn w wieku od 14 do 16 lat. Na widok chłopaków zaczęły piszczeć i wydzierać się "To One Direction!  To oni!". Zerwaliśmy się z miejsca i poszliśmy w stronę wyjścia. Przed lokalem stał tłum dziewczyn w różnym wieku. Trzymały wysoko kartonowe karty na których było napisane " I ♥ 1D", " I ♥  Justin Bieber and Cat Bieber", "I Love JB". Skąd oni wiedzieli gdzie my jesteśmy? A tak w ogóle to Justina tutaj nawet nie było za jakiś czas ma koncert. Przecisnęliśmy się przez tłum i zaczęliśmy uciekać w stronę naszego samochodu. Niestety on tez był oblężony przez fanki. Wyciągnęłam pospiesznie telefon i zadzwoniłam do Justina. Nie odbierał. I co by tutaj zrobić? Wbiegłam szybko z chłopakami do autobusu, który miał właśnie odjeżdżać. Fanki nie zdążyły wbiec do niego za nami i udało nam się uciec. Pojechaliśmy na drugi koniec miasta, a było już dobrze po 19:00 i byłam strasznie zmęczona. Mam nadzieję, że moje przemęczanie się nie wpłynie źle na dziecko. Przestanę się męczyć i zacznę siedzieć tylko w domu na kanapie i zżerać zawartość lodówki lub hotelowego bufetu. Będę oglądać tyle telewizji ile wlezie. Trzeba nacieszyć się wolnym czasem puki się go jeszcze ma... Podejrzewam, ze i tak będę robiła coś zupełnie innego. Wracając do mojego zmęczenia to ciekawa byłam ile zajmie nam dotarcie do domu. Godzinę, dwie, a może nawet trzy. Oddaliłam się od chłopaków i poszłam do parku. Usiadłam na pierwszej lepszej ławce i zaczęłam myśleć. Nie wiem o czym konkretnie, ale tak się zamyśliłam, że aż zasnęłam. Usłyszałam przez sen, że ktoś próbuje mnie budzić. To był chyba Louis na zmianę z Harrym.
 - Cat... Wstawaj. Martwiliśmy się o ciebie. Harry, a co jak ona zemdlała? Lub ktoś ją skrzywdził? Nie wiemy kiedy dokładnie odeszła. - zwrócił się Lou do Harry'ego.
 - Tylko zasnęła. Zobacz. Już się budzi. - powiedział Harry wskazując na mnie.
 - Właśnie Louis. Już się budzę. Nie zamartwiaj się tak, bo zmarszczek dostaniesz. - powiedziałam i podniosłam się z ławki.
 - Jak my wrócimy do domu? - spytałam ich. - Przecież na piechotę zajmie nam to z 3 godziny.
 - Justin już czeka na nas w tamtej limuzynie. - powiedział Harry wskazując na długie i piękne czarne auto.
 Udałam się w kierunku samochodu, otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Rzeczywiście czekał tam Jus, ale wyglądał jakby miał zaraz wybuchnąć. Przygotowałam swoje nerwy na wybuch. Przymknęłam delikatnie oczy, ale nic się nie wydarzyło.
 - Nie zostawię cię więcej z nimi. - rzekł stanowczo
 - Dlaczego? Przecież nic takiego nie zrobili! - zaprotestowałam.
 - Zrobili. Spuścili cię z oczu i coś mogło się tobie stać. Nie wybaczyłbym im gdyby ktoś zrobił tobie krzywdę. - powiedział, otworzył okno i zawołał chłopaków do środka. Postanowiłam kontynuować rozmowę już przy nich. Gdy weszli do środka postanowiłam się odezwać.
 - Jeśli zechcę to będę z nimi wychodzić. - oznajmiłam Justinowi.
 - Mieszkasz ze mną i raczej to ja będę decydował o twoim bezpieczeństwie.
 - Przestań Justin. - wtrącił się Liam.- Cat odeszła tylko na chwilkę, a przy nas jest na serio bezpieczna.
 - Nie ma o czym gadać. I tak pewnie nigdy więcej już jej nie zobaczycie. Jutro wyjeżdżamy do Nowego Jorku i nawet nie będzie okazji żebyście się nią "zajęli". - odpowiedział mu mój brat.
Chyba skończyliśmy rozmowę. Nikt się już nie odzywał więcej na ten temat. Gdy dojechaliśmy do hotelu rzuciliśmy do siebie tylko "cześć" i poszliśmy do swoich pokoi. Spakowałam się szybko i poszłam spać. We wtorek zobaczę się z Chrisem.... Wreszcie...

------------------------------------------------------------------------
Dzięki za te miłe komentarze spod rozdziału 7:) Nie sądziłam, że komuś podoba się mój blog. Mały szantaż. Teraz podbijamy xD 8 komentarzy = 9 rozdział.